Góry na weekend. TOP 21 miejsc i szlaków, które trzeba zobaczyć w polskich Tatrach. Kapliczka dla Janosika, WC nad przepaścią i inne. Ciekawe atrakcje w Bieszczadach, których nie możesz przegapić. Odkryj piękno Bieszczadów w wakacje 2023. Atrakcje Podkarpacia. Oto 29 niezwykłych miejsc na wycieczki.
Przez aktualizacja dnia 18:58 Czy z kotem można podróżować? Kot może podróżować z nami! Wiem to z własnego doświadczenia. Jak każdy hodowca oraz wystawca nie raz i nie dwa jeździłem ze swoimi futrzakami na wystawy kotów rasowych, które przecież odbywają się w różnych miastach, i to nie tylko w Polsce, ale również w innych krajach. Owszem nie były to długie wyjazdy – zwykle dwudniowe lub trzydniowe. Na dłużej z kotami zdarzyło mi się wyjechać tylko raz. Przykłady takie, jak mój i innych hodowców, jednoznacznie dowodzą, iż z kotem można podróżować. Oczywiście wyjazd na wystawę i zabranie pupila na wczasy to nie to samo. Poznałem jednak ludzi, którzy jeżdżą ze swoimi futrzakami również na wakacje. Znam też takie przypadki z opowieści znajomych kociarzy. ©Shutterstock Uważam zatem, że z kotami zatem można spędzać wakacje. Nie twierdzę jednak, że jest to możliwe w przypadku każdego futrzaka. Z pewnością w dużej mierze zależy to od predyspozycji osobniczych. Myślę jednak, iż może to być również związane z przynależnością do konkretnej rasy. Nie znam żadnych badań porównawczych na ten temat – i wątpię, by takie zostały przeprowadzone – ale sądzę, iż istnieją pewne poszlaki, które na to wskazują. Jakie zatem rasy wydają się wykazywać większe predyspozycje do podróżowania razem ze swoimi opiekunami? Wymieniłbym tu koty rosyjskie niebieskie, maine coony, koty norweskie leśne, koty syberyjskie, tureckie vany, koty perskie i koty egzotyczne oraz koty syjamskie i ich najbliższych krewniaków. Ogólnie mówiąc chodzi o rasy, których przedstawiciele szczególnie mocno przywiązują się do swoich opiekunów i w miarę łatwo uczą się chodzenia na smyczy. Jak przyzwyczaić kota do podróżowania? ©Shutterstock Prócz osobniczych lub związanych z rasą predyspozycji, znaczenie ma też przyzwyczajenie kota do podróżowania samochodem. Najlepiej zacząć to robić, gdy zwierzak jest jeszcze dzieckiem – kociaki łatwiej adaptują się do nowych sytuacji. Nie znaczy to jednak, że dorosły kot nie może oswoić się z podróżami. Przede wszystkim powinniśmy stworzyć w umyśle kota pozytywne skojarzenia z transporterem, w którym nasz pupil będzie podróżował. Niestety zazwyczaj transporter kojarzy się futrzakom zwykle wyłącznie z wizytami w gabinecie weterynaryjnym. Aby oswoić kota z transporterem, otwarty kontener ustawiamy w mieszkaniu tak, by nasz pupil miał do niego stały dostęp. Do środka wkładamy oczywiście miękki materac lub poduszkę, co zachęci zwierzaka do sypania w pudełku. Pozytywne skojarzenia z transporterem wzmocni jakiś przysmak, który od czasu do czasu położymy wewnątrz oraz pochwały i głaskanie. Następnym krokiem oswajania kota z podróżami jest zamykanie go w transporterze. Początkowo na krótką chwilę, później na dłuższy czas. Chodzi oczywiście o to, by przyzwyczaić go do przebywania w zamknięciu. I wreszcie ostatni etap nauki – krótkie wyprawy z pupilem. Jeśli to możliwe, zabierajmy go do rodziny, znajomych itd. Prócz wymienionych powyżej, bardzo ważnym elementem przygotowywanie kota do podróżowania jest – moim zdaniem – budowanie dobrych relacji z pupilem. W obcym otoczeniu zwierzak będzie czuł się bardziej komfortowo, gdy będzie miał pełne zaufanie do swojego opiekuna. Jak przygotować kota do wyjazdu na wakacje? Oswajanie kota z transporterem, jazdą środkami komunikacji oraz przebywaniem w nowym miejscach to jeszcze nie wszystko. Musimy zadbać również o bezpieczeństwo pupila podczas urlopu. Wybór odpowiedniego transportera Przede wszystkim potrzebny nam będzie dobry, profesjonalny transporter. To najlepszy sprzęt do przewożenia małych zwierząt. Nasi pupile będą w nim bezpieczni podczas podróży, a my będziemy spokojni, że nic złego im się nie stanie. Zaczipowanie kota Jeśli do tej pory tego nie zrobiliśmy, powinniśmy też zaczipować naszego czworonożnego przyjaciela i zarejestrować go w międzynarodowej bazie danych. To na wypadek, gdyby podczas wakacji zwierzak nam się zagubił. Niestety zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że tak się stanie. O tym, czym jest czipowanie kota możecie przeczytać TUTAJ. Szczepienia Ważnym jest również to, by przed wyjazdem zaszczepić kota przeciwko najgroźniejszym chorobom zakaźnym. Podczas wakacji nasz pupil może mieć kontakt z innymi zwierzętami, a to niesie za sobą ryzyko zarażenie. Wśród wykonanych szczepień powinny znaleźć się również szczepienia przeciw wściekliźnie. To wyjątkowo groźna choroba, śmiertelna również dla ludzi. Nie zapomnijmy jeszcze o pasożytach. Przed podróżą zaaplikujmy pupilowi preparat przeciw pchłom i kleszczom. Po powrocie zaś podajmy kotu środek na odrobaczenie. Co musimy zabrać, wyjeżdżając z kotem na wakacje? Wyjazd z kotem na wakacje wymaga od nas dodatkowych przygotowań. Musimy pamiętać nie tylko o zabraniu rzeczy dla nas, ale też niezbędnych akcesoriów dla naszego pupila. To zaś oznacza dodatkowy bagaż do zabrania. Niestety zwykle jest tego więcej niż w przypadku podróży z psem. Są to: miski na wodę i jedzenie – w sklepach zoologicznych można nabyć lekkie, składane miski turystyczne dla zwierząt; mała kuweta - dobrym rozwiązaniem jest składana kuweta turystyczna wykonana z wodoodpornego materiału; torba żwirku – chyba, że jesteśmy pewni, iż dostaniemy go na miejscu; zapas jedzenia – jeśli w okolicy, w której będziemy przebywać nie ma sklepów z kocią karmą albo nasz pupil jest wyjątkowo wybredny (warto przyzwyczajać kota do różnorodnego pożywienia, by nie grymasił na wakacjach); długa smycz z szelkami – polecam zabrać dwa rodzaje: linkę oraz smycz automatyczną, pierwsza przyda nam się do przywiązywania kota, np. na plaży (by nigdzie nie uciekł), druga służyć będzie podczas spacerów; legowisko – nie jest konieczne, gdy kot będzie mógł sypiać z nami; zaletą zabrania legowiska jest to, że jest przesiąknięta zapachem zwierzaka, dzięki czemu lepiej się będzie czuł w nowym otoczeniu; książeczka zdrowia kota – w której oczywiście znajdzie się wpis o aktualnym szczepieniu przeciw wściekliźnie; co prawda w Polsce nie ma obowiązku szczepienia kotów przeciw tej chorobie, co nie znaczy jednak, iż w hotelu czy pensjonacie bowiem mogą poprosić nas o okazanie dowodu szczepienia. Gdzie wyjechać z kotem na wakacje? Wbrew pozorom wiele jest miejsc, gdzie możemy pojechać z kotem oraz form spędzania z mruczącym pupilem urlopu. Czytałem o ludziach, którzy zabierali zwierzaka pod namiot, na rejs jachtem a nawet na pieszą wędrówkę po górach. Coraz więcej też hoteli i pensjonatów w Polsce chętnie przyjmuje gości z czworonożnymi pupilami. Oczywiście za pupila trzeba dopłacić, ale uogólniając nie są to duże sumy. Obecność zwierzaka powinniśmy zgłosić przy dokonywaniu rezerwacji. Gdziekolwiek byśmy nie pojechali, planując wakacje z pupile, musimy pamiętać, że jego obecność będzie nas nieco ograniczać. Nie wszystkie atrakcje będą dla nas dostępne. Z drugiej jednak strony może być to dla nas nowe, ciekawe doświadczenie. Jeśli wciąż się obawiasz, że wyjazd z kotem będzie dla niego zbyt stresujący, dowiedz się jak zmiejszyć stres kota w podroży.
Podczas dokonywania rezerwacji pobytu, należy poinformować o przyjeździe z psem lub kotem.Zobowiązujemy naszych gości do przestrzegania naszego regulaminu. Regulamin pobytu zwierząt na terenie pensjonatu ROJST Borowinowy Las 1. W pensjonacie mogą przebywać tylko zwierzęta domowe (psy tylko nieagresywne). 2.
Na pewno dzielicie się na osoby, które podróżują z kotami i takie (większość z Was), które podobnie jak ja, tuż przed wyjazdem przygotowują się psychicznie i fizycznie do rozłąki, i pozostawienia kotów pod jak najlepszą możliwą (bo nie własną) opieką. Nasze wyjazdy przeważnie są albo krótkie (przedłużony weekend), albo dłuższe (1-3 tygodnie). Dotychczas Rude zostawały pod opieką Mojej Rodzicielki i również bardzo bliskich mi T., K. i M. Zawsze obawiałam się, że zabieranie ich ze sobą na weekend to zbyt duży i zupełnie zbędny dla kotów stres. Ledwie opuszczą swój azyl, znajdą się w nowym miejscu, gdy zaraz będą je zostawiać za sobą. Dłuższe wyjazdy to dla nas często podróże zagraniczne, z przelotem samolotem. Choć podróżowanie z kotem w kabinie pasażerskiej jest już możliwe, to nadal wydaja mi się to bardzo odważnym krokiem. Wyobrażacie sobie te godziny spędzone łącznie na lotniskach i w samolocie? Jednak w międzyczasie na pewno stałam się bardziej elastyczna odnośnie niedalekich i krótkich podróży. Kiedy Accor Hotels zaproponowało nam współpracę, której celem było odczarowanie mitu o tym, że zwierzęta nie są mile widziane w hotelach, zapraszając nas do jednego ze swoich obiektów, pojawiła się pierwsza myśl: Dlaczego nie przyzwyczajałam Rudych do takich wojaży od małego? Będę tego już zawsze żałować. Mielibyśmy tyle uciechy podróżując razem! Chwilę potem zadzwoniłam do O. Powiedziałam mu o propozycji, zakładając, że do współpracy nie dojdzie, on jak gdyby nigdy nic, powiedział: Spokojnie, dopytaj o szczegóły, może oboje mamy złe wyobrażenie o pobycie w hotelu z kotami, może w ogóle demonizujemy takie wspólne podróże, obawiając się najgorszego. Jeśli teraz nie spróbujemy, to kiedy? Stoczyłam jeszcze wewnętrzną walkę sama ze sobą, rozważając wszelkie za i przeciw. Przeciw to przede wszystkim wspomniany powyżej stres kotów. Co było zatem za? To, że zawsze o takich wspólnych podróżach marzyłam. Nie zabieraliśmy ze sobą Rudych na weekendy do innych miast, siedziałyby tylko zamknięte w pokoju. Nie zabraliśmy ich nigdy na Teneryfę, bo jechaliśmy (lecieliśmy!) do domu z innym kotem. Nie mamy do dyspozycji domu letniskowego z ogrodem, bo na pewno spróbowalibyśmy je oswoić z takim miejscem. Teraz mogłam wybrać dowolny hotel należący do sieci Accor Hotels (Novotel lub Mercure) i kiedy pominęłam hotele położone w miastach lub daleko od nas, moją uwagę przykuł hotel w Mrągowie. Mrągowo! To tam jeździłam jako dziecko, dokładnie do tego hotelu! Szybko wróciły wspomnienia i wiecie co? Już wtedy można było tam przyjeżdżać ze zwierzętami! A było to… wiele, wiele lat temu. Pamiętam, jak przyjechałam tam z siostrami i rodzicami, a także naszą suczką Szelmą i kotem Bamboszem (jeśli nie poznaliście Bambosza, kliknijcie tutaj). Pamiętam dobrze nasz przyjazd, rodzice nie byli pewni, czy zwierzęta są tam mile widziane, jednak psa rasy seter szkocki (gordon) trudno „przemycić”. Dlatego najpierw „przemyciliśmy” do hotelu Bambosza… ;) Potem okazało się, że nie będzie problemu ze zwierzakami i Szelma weszła do hotelu już jak na gościa przystało, na własnych łapach, frontowymi drzwiami. Z Bamboszem do końca pobytu nie ujawniliśmy się (chociaż zastanawiam się, czy jest to w ogóle możliwe, że nie został zauważony, chociażby przez obsługę hotelową) ;). Tak czy inaczej, decyzja została podjęta: JEDZIEMY. Zaczęliśmy od przygotowań do wyjazdu. Szczepienie, bo już czas. Nowe, stabilne transporterki. Rozważaliśmy środki przeciwko owadom (kleszczom i pchłom), kupiliśmy je, ale ostatecznie nie zaaplikowaliśmy Rudym. Nie znaczy to, że jestem temu przeciwna, po prostu miałam mętlik w głowie, słysząc podzielone zdania. Wiedziałam, że nie pójdziemy z Rudymi na spacer do lasu, a będą jedynie wychodzić na trawę przed hotelowy pokój. Będę je potem dokładnie oglądać. Taką podjęliśmy decyzję. Piątek Kiedy byliśmy przygotowani, wyruszyliśmy w drogę. Rude w transporterkach, przypięte pasami. O. specjalnie wybrał takie transportery, które mają tę funkcję. Wiadomo, odpowiedzialny tata. Ja podczas podróży zadbałam przede wszystkim o samopoczucie Rudych. O ile można tak powiedzieć o zagadywaniu ich i głaskaniu. Próbowaliśmy im podawać wodę i jedzenie, ale zupełnie nie były tym zainteresowane. Podejrzewam, że były tak przejęte podróżą, że zapomniały o głodzie i pragnieniu. Podróż na szczęście nie była długa. Oczywiście dłuższa, niż gdybyśmy jechali sami. Już wiem, czym musi być podróżowanie z dziećmi. Wolniej. Z przystankami. Jednak w ciągu około 4 godzin byliśmy na miejscu. Dojechaliśmy! W hotelu szybko zameldowaliśmy się i zabraliśmy Rude do pokoju. Oboje opuścili transporterki na przykurczonych łapkach. Rysio od razu schował się pod łóżkiem (mężczyzna). Marchewka natomiast zabrała się za zwiedzanie (kobieta). Na miejscu czekały na nie także miseczki i posiłek, na wypadek, gdybyśmy zapomnieli zabrać je ze sobą z domu. Prysznic: checked. Czy na pewno dobrze wyglądam po podróży? Widok przez okno: checked. Miejsce do spania: checked Chwilę później, po pierwszych oględzinach pokoju, Marchewka wykonywała już dzikie ruchy, ocierając się o wykładzinę i kanapę. Czyżby pokój przed naszym przyjazdem został wysypany kocimiętką? Znaleźliśmy także sposób na Rysia. W końcu nie chcieliśmy, żeby cały weekend spędził pod łóżkiem, będąc w hotelu na Mazurach. Wiedzieliśmy, że są zmysły silniejsze niż poczucie strachu. Sięgnęliśmy po… Rysio długo się nie zastanawiał. Po posiłku (sprawa priorytetowa!) całkiem odważnie zwiedzał pokój. Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy pokazać im świat zewnętrzny. W takim stopniu, w jakim same będą tego chciały. Drzwi na zewnątrz zostały otwarte. I trawnik przed budynkiem zaczął wzywać… Rysiek, idziesz? Ja chyba idę. Chwile wahania… Pierwsza! Rysio wahał się i wahał… Marchewka od razu zatoczyła szerokie kręgi. Chwilę później uznaliśmy, że Marchewka jest bardziej pewna i ciekawa otoczenia. Dlatego jeszcze tego samego dnia spacerowała z nami po hotelowym tarasie, lobby i okolicy. Czasami potrzebowała chwili tylko dla siebie. W ogóle nie bała się obcych ludzi, co widać po jej posturze ciała i ogonie. Szybko zawarła pierwsze znajomości. Hotelowa gwiazda Skorzystała także z okazji, że w hotelu gościli motocykliści. Można i tak, jeśli tylko jaśnie pani wygodniej. Takie kwiatki! Wieczorem każdy zjadł swoją kolację – my w hotelowej restauracji, Rude w pokoju, a noc spędziliśmy wszyscy razem. Na pewno potraficie wyobrazić sobie moją radość z powodu wspólnej, rodzinnej nocy, prawda? Kiedy obudziliśmy się, Rysio spał obok mojej głowy, zajmując 3/4 mojej poduszki, a Marchewka w otwartym transporterku. Sobota Soboty nie mogliśmy rozpocząć inaczej, niż na trawie. Koty dość szybko dały nam do zrozumienia, że chcą wyjść na zewnątrz i wcale nie chciały wracać do środka, kiedy my chcieliśmy wyjść na śniadanie. Rysio w końcu odważył się i przekroczył próg pokoju. I całkiem szybko się rozkręcał! Chociaż wracał do pokoju, by nabrać tam więcej odwagi ;) A kiedy chciał mieć święty spokój, chował się pod łóżko. „W całości” ;) Po śniadaniu znowu postanowiliśmy dostarczyć atrakcji Marchewce. Uznaliśmy, że wystająca spod łóżka dupka Ryśka, to dość wyraźny przekaz dla nas. Wszystko fajnie, byle z umiarem. Wydawało nam się, że Marchewka z kolei jest nienasycona tym, co tuż za szklanymi drzwiami, dlatego wybraliśmy się wspólnie na spacer po hotelu i okolicy. Postanowiliśmy także zapoznać Marchewkę z przyhotelowymi sarenkami. Pamiętam je z dzieciństwa, wciąż tam są! Po tak intensywnie rozpoczętym dniu, Marchewce należał się odpoczynek. Oddała się kanapie i uzależniającej woni hotelowej wykładziny. W jej ślady poszedł także Rysiek, mimo że niespecjalnie miał powody, by regenerować swoje siły ;) Potem spędziliśmy czas sami, dając Rudym odetchnąć. Między innymi od nas i naszej mojej nadopiekuńczości zachłanności. Mieliśmy dużo szczęścia, przez cały czas dopisywała nam świetna pogoda, a Mazury są takim miejscem, w którym nie można się nudzić. Wystarczy cieszyć oczy błękitną taflą jeziora, wpatrywać się w soczystą zieleń lasu, od mchu, po czubki sosen i wsłuchiwać się w śpiew ptaków. Po powrocie uznaliśmy, że teraz czas na Ryśka. Chłopak też powinien zobaczyć coś więcej niż pokój i kawałek trawnika przed nim. Wybraliśmy się wspólnie na obchód. Rysiek był na pewno bardziej przejęty niż Marchewka, ale jestem przekonana, że także zaciekawiony. Zauważyłam, że oboje najlepiej czuli się, kiedy nie byli niczym skrępowani – ani szelkami, ani przeze mnie trzymającą ich na rękach. Najchętniej wszędzie przemieszczaliby się swobodnie sami. Oczywiście nie zawsze mogliśmy im na to pozwolić. Następnie postanowiliśmy pokazać choć raz, choćby tylko Marchewce to, co na Mazurach najpiękniejsze. Jedno z jezior, to przy którym mieszkaliśmy czyli Jezioro Czos. Jest ono położone tuż przy hotelu, widać je z tarasu, a spacer nad samo jezioro zajmuje nie więcej niż 5 minut. Oprócz „uwięzi” zabrałam ze sobą swoją torebkę. Nie chciałam pakować Marchewki w transporterek, nie mieliśmy przy sobie tego, który jest w formie plecaka (następnym razem zabiorę!). Torebka okazała się bardzo przydatna :) Przyhotelowy rezydent. Bardzo przykuł uwagę Marchewki. Marchewka nie była zachwycona tym spacerem, bo nad jeziorem było bardzo wietrznie, przez co woda była wzburzona, a żagle z hałasem falowały na masztach łodzi. To był nasz pierwszy i jedyny taki spacer podczas całego pobytu. Po tak wytężonym dniu, przyszedł czas na odpoczynek. Wspólny, ma się rozumieć! Tylko fotograf nie mógł dołączyć ;) Po krótkiej drzemce, mogliśmy udać się z O. na kolację. Nie taką zwyczajną kolację, bo urodzinową. I choć O. zawsze powtarza, że on urodzin nie obchodzi i nie chce całej tej otoczki, to ja nigdy nie uwierzę w to, że ktoś nie lubi dostawać życzeń. Albo tortu niespodzianki, ze świeczką na środku. Może niekoniecznie taką, jaka była na torcie O. czyli w postaci weselnej petardy ;) Myślę, że nie konsultując z nim tego wpisu, mogę tylko podpowiedzieć: tak, O. na pewno ucieszy się ze spóźnionych życzeń od Was :) Niedziela Niedzielny poranek wyglądał podobnie do sobotniego. Rude chciały dalej zwiedzać, więc od razu wypuściliśmy je na zewnątrz. Na Facebooku i Instagramie padły pytania o brak szelek i smyczy. Otóż nie było takiej potrzeby, mieliśmy ograniczony teren do dyspozycji, a Rude nie wykonywały żadnych gwałtownych ruchów. Zwykle napawały się zapachem roślin, obgryzały trawę lub wylegiwały się w słońcu. Jeśli oddalaliśmy się bardziej albo z jakiegoś powodu okolica mogła być niebezpieczna, wówczas Rude miały na sobie szelki i były ograniczone zasięgiem smyczy. I bardzo były z tego powodu niezadowolone ;) Wszystko zależy od temperamentu kota, jego charakteru, dlatego każdy sam powinien podjąć decyzję, na co i kiedy może pozwolić swojemu kotu. Kawałek trawy, koc, słońce i kot. Czego trzeba więcej? Żaden owad, ani tym bardziej ptak, nie ucierpiał podczas naszego pobytu ;) Koniec zabawy, wracamy do domu! Na naszym Instagramie (dołączcie jeśli chcecie być na bieżąco i oglądać dostępne tylko tam filmy i zdjęcia) znalazł się też krótki film z Rudymi. Po śniadaniu zdecydowaliśmy się z O. na basen, jacuzzi (zewnętrzne! :D) i saunę. Bez Rudych ;) Podejrzewam, że może nawet zostalibyśmy tam wpuszczeni z kotami, bo były z nami: w hotelowym holu i lobby, na hotelowym tarasie, w barze, i wszędzie na terenie przylegającym do hotelu. Myślę, że basen czy siłownia także stałyby dla Rudych otworem, gdybyśmy chcieli dostarczyć im tego typu atrakcji :) Tego im oszczędziliśmy, ale przed wyjazdem bardzo chcieliśmy sfotografować je w uroczym hotelowym lobby, częściowo oszklonym, z charakterystycznymi (będącymi tam od wielu lat!) sarenkami w tle. Myślę, że Rude czuły się tam jak prawowici goście. To były nasze ostatnie chwile w hotelu. Pierwszy i mam nadzieję nie ostatni taki wyjazd z Ryśkiem i Marchewką. Dlaczego? Odniosłam wrażenie, że stres który towarzyszył tej podróży został przyćmiony przez radość z eksplorowania, poznawania nowych zapachów i wszystkich innych dobrodziejstw mazurskiej przyrody. Rysiek i Marchewka w hotelowym pokoju czuły się swobodnie. Marchewka już pierwszego dnia, zaraz po opuszczeniu transporterka, a Rysiek chwilę później. Kiedy spędzaliśmy czas razem z nimi w pokoju, były wyjątkowo towarzyskie. Rysiek cały czas podążał za stopami O. (to także jego ulubiona dyscyplina w domu), ocierał się o nasze nogi. Rude sprawiały wrażenie zrelaksowanych i myślę, że w dużym stopniu dlatego, że my byliśmy tuż obok. Dużą część tego wyjazdu spędziliśmy po prostu z nimi. I powoli przestaję sobie wyobrażać podobny wyjazd bez Rudych… :) Czas pokaże, jaką decyzję podejmiemy przed kolejnym takim wyjazdem, ale coś mi mówi, że oboje z O. (mimo że O. trochę cierpiał w jednym pokoju z kotami, jego alergią i astmą), bardzo chcielibyśmy to powtórzyć. Atmosfera tego konkretnego miejsca czyli hotelu Mercure Mrągowo Resort & SPA, także była sprzyjająca. Obsługa hotelu bardzo sympatyczna, nikt nigdy nie zwrócił nam uwagi, że nie powinniśmy zabierać kotów w to czy w tamto miejsce. Wręcz przeciwnie, wszyscy witali nas z uśmiechem na twarzach, a niektórzy zatrzymywali się przy nas dłużej, opowiadając o swoich kotach. Jeśli jeszcze wahacie się, czy wspólny wyjazd jest dobrym pomysłem, możecie spróbować przekonać się o tym jako zwycięzcy konkursu, do którego Was serdecznie zapraszam! Konkurs Biorąc udział w konkursie, macie szansę wygrać pobyt podobny do naszego :) Wystarczy umieścić na Instagramie zdjęcie swojego pupila inspirowane pobytem zwierząt w hotelach z hashtagiem #accor4pets, oznaczyć profil @accorhotels_polska na fotografii oraz zacząć śledzić ten sam profil na Instagramie. Dwóch zwycięzców otrzyma vouchery na weekendowy pobyt w hotelu, a wybierzemy ich razem z Zosią z Pies w Warszawie. Najprawdopodobniej zwycięzcy podzielą się na opiekunów dwóch różnych gatunków ;) Konkurs trwa do 15 czerwca, więc nie zwlekajcie! Szczegółowy regulamin znajdziecie tutaj. Wnioski Jestem przekonana, że już je znacie :) W każdym słowie powyżej przeczytacie i w każdym (albo prawie każdym ;)) zdjęciu powyżej dostrzeżecie, że było warto! Na pewno bardzo poważnie weźmiemy pod uwagę kolejny taki wyjazd na urlop z kotami. Chętnie poznam Wasze doświadczenia. Napiszcie proszę w komentarzach, czy Wy na wakacje / urlop zabieracie ze sobą swoje zwierzaki, w jakiego rodzaju podróże (krótkie, długie), jaki środek transportu wybieracie, w jakich miejscach się zatrzymujecie? Czy Wasze koty wychodzą na zewnątrz i w jaki sposób to organizujecie? Podzielcie się zarówno tymi dobrymi, jaki złymi wrażeniami. A jeśli nie chcecie czekać na wyniki konkursu, zarezerwujcie swój pobyt w hotelu z futrami już teraz TUTAJ. ___ Wpis powstał we współpracy z ___
Zajęci codziennymi obowiązkami często zapominamy o tym, że w Polsce można znaleźć wiele turystycznych perełek. Żeby je zobaczyć, wcale nie trzeba jechać bardzo daleko – zobaczcie, dokąd możecie udać się na weekend z Warszawy za niewielkie pieniądze. Lukasz Kaczanowski/Polska Press, zdjęcie ilustracyjneKażdy koci opiekun musi w jakiś sposób rozwiązać jeden problem: co zrobić z kotem w wakacje? A dokładniej mówiąc… Co zrobić z kotem, gdy chcemy wyjechać na urlop? Cóż do wyboru mamy kilka rozwiązań: Nie wyjeżdżać wcale i zostać z kotem, Jeździć na zmianę z pozostałymi członkami rodziny, Oddać kota do hotelu dla zwierząt, Oddać kota komuś z dalszej rodziny lub przyjaciół, Zostawić kota w domu i znaleźć kogoś, kto będzie do niego przychodził, Zostawić kota w domu i znaleźć kogoś, kto z nim zamieszka, Zabrać kota ze sobą na wakacje. Z kociego punku widzenia najlepsze są opcje pierwsza i druga. Zwierzak zostaje na własnych śmieciach i ma przy sobie swoich ludzi. Kłopot w tym, że to rozwiązanie nie jest korzystne dla nas. Przecież chcemy od czasu do czasu wyjechać, by odpocząć i chcemy to zrobić z bliskimi sobie osobami, czy np. z członkami najbliższej rodziny, prawda? Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem tego problemy jest zabranie zwierzaka ze sobą lub pozostawienie go we własnym domu pod czyjąś opieką. Pierwsze rozwiązanie jest możliwe, gdy spełnione są dwa warunki: kot lubi podróżować, a tam gdzie się wybieramy mogą przebywać zwierzęta. Drugie zaś, gdy mamy kogoś, kto zamieszka z kotem lub będzie go odwiedzał. To drugie jest zdecydowanie najlepszym rozwiązaniem, gdy nie możemy lub nie chcemy zabrać kota ze sobą – nawet, gdy ktoś tylko naszego futrzaka odwiedza, by go nakarmić, posprzątać mu w kuwecie i troszkę się z nim pobawić. Kot zostaje bowiem na własnym terenie, na którym czuje się bezpiecznie. Oczywiście nie będzie zachwycony z tego, że jego opiekunowie wyjechali, ale poradzi sobie z tym. W przeciwieństwie do psów, koty zwykle doskonale znoszą takie wymuszone okresy samotności. Jak to napisał Desmond Morris: „Samotny pies jest głęboko nieszczęśliwy – samotny kot po prostu ma święty spokój!” (D. Morris, Dlaczego kot mruczy, Wydawnictwo Książka i Wiedza, Warszawa 1996). Tak jest kocia natura. Dla naszych kotów dużo gorszym jest przeniesienie na obcy terem. Wszak są to zwierzęta terytorialne i naprawdę bardzo przywiązują się do swoich rewirów. To ich dom i podstawa bezpieczeństwa. Jeśli kot jest bardzo związany ze swoim opiekunem i ma do niego ogromne zaufanie, może mu towarzyszyć w podróży, ponieważ poczucie bezpieczeństwa zapewnia mu wówczas obecność ukochanego człowieka. Biorąc pod uwagę to, co napisałem powyżej, łatwo zrozumieć, dlaczego oddanie kota do hotelu dla zwierząt uważam za najgorsze rozwiązanie. Nie przeczę, na pewno wielu właścicieli tych hoteli kocha zwierzęta i stara się, jak może, by umilić im pobyt w swoim pensjonacie. Postawmy się jednak na miejscu naszego kota, który nagle znalazł się w obcym miejscu i z obcymi ludźmi. Dla wielu futrzaków to wielki szok. Jestem pewny, że gdybym oddał swoją kotkę do hotelu, odbiłoby się to wyjątkowo niekorzystnie na jej psychice. Już znacznie mniej szkodliwym dla kota jest zabranie go do siebie przez kogoś, kto jest mu doskonale znany. Oczywiście koty są różne. Mają różne psychiki. To, co dla jednego będzie dobre, dla innego już nie. Dlatego najlepiej wybrać takie rozwiązanie wakacyjnego problemu, który dla naszego zwierzaka będzie najlepszy. Tekst: Jacek P. Narożniak Zdjęcie: By Dudkaa ss (Own work) [CC BY-SA via Wikimedia Commons>. 321 149 386 12 419 113 96 343