Przypomnijmy sobie, czym jest wiara. Bł. Jan Paweł II podkreślał, że wiara powinna angażować całą egzystencję człowieka, ponieważ jest ona w swej istocie „spotkaniem, dialogiem, komunią miłości i życia między wierzącym a Jezusem Chrystusem” („Veritatis splendor”, nr 88).
W rozważaniu przed modlitwą Anioł Pański Franciszek przypomniał, że „skałą” na której Jezus chce budować swój Kościół jest wiara. Komentując niedzielny fragment Ewangelii (Mt 16, 13-20), w którym Chrystus pyta uczniów za kogo Go uważają, Papież zaznaczył, że na to pytanie powinien odpowiedzieć sobie każdy chrześcijanin. Ojciec Święty podkreślił, że Jezus prowokuje Piotra do wyznania wiary, ponieważ chce doprowadzić swoich uczniów do podjęcia decydującego kroku w relacji z Nim. „Każdy z obecnych jest wezwany do zaangażowania się, przemyślenia motywu, dla którego podąża za Jezusem; dlatego w pełni uzasadnione jest pewne wahanie. Nawet gdybym teraz zapytał: kim dla ciebie jest Jezus, myślę, że mógłbyś zawahać się z odpowiedzią. Po pytaniu Jezusa następuje zakłopotanie, które usuwa Szymon oświadczając entuzjastycznie: «Ty jesteś Mesjaszem, Synem Boga żywego» (w. 16) – powiedział Papież Franciszek. – Ta odpowiedź, tak pełna i jasna, nie jest wynikiem odruchu, jakkolwiek wielkodusznego, a Piotr był wielkoduszny, ale stanowi owoc szczególnej łaski Ojca niebieskiego. Bo sam Jezus mówi do niego: „ciało i krew nie objawiły ci tego (nie znalazłeś tego w kulturze, na studiach), ale Ojciec mój, który jest w niebie” (w. 17).“ Gdy Jezus słyszy odpowiedź Piotra zapewnia uroczystym tonem, że to właśnie na nim, na opoce, zbuduje swój Kościół, którego nie przemogą bramy piekielne. Pytanie „Za kogo mnie uważacie?” Chrystus kieruje także do każdego chrześcijanina. „Każdy z nas musi udzielić odpowiedzi, która nie jest teoretyczna, ale wiąże się z wiarą, czyli życiem, ponieważ wiara jest życiem! Dla mnie jesteś... i tu wyznaj to Jezusowi. Odpowiedź ta wymaga również od nas, podobnie jak od pierwszych uczniów, wewnętrznego wsłuchiwania się w głos Ojca i zgodności z tym, co Kościół, zgromadzony wokół Piotra, stale głosi – wyjaśnił Papież. Chodzi o zrozumienie, kim jest dla nas Chrystus: czy jest On centrum naszego życia i celem każdego naszego zaangażowania w Kościele oraz w społeczeństwie.“ Na zakończenie Papież podkreślił, że nieodzowne i godne pochwały jest to, aby wszystkie wspólnoty w Kościele były otwarte na pomoc ubogim i wyjście naprzeciw sytuacji kryzysowych. „Miłość jest najlepszą drogą doskonałości. Jednak warto zadbać, aby dzieła miłosierdzia nie odrywały nas od kontaktu z Panem Jezusem. Miłość chrześcijańska nie jest jedynie filantropią. Z jednej strony jest spojrzeniem na drugiego oczami samego Jezusa, a z drugiej strony jest dostrzeżeniem Jezusa w obliczu ubogich” – zakończył Franciszek. Pełny tekst papieskiego rozważania w tłumaczeniu na język polski TUTAJ «« | « | 1 | » | »»

Wiara to termin, który posiada bardzo wiele różnorodnych znaczeń. Stosowany jest zarówno w tematyce potocznej, jak też religijnej. Jeśli mamy do czynienia z pojęciem wary w mowie potocznej, to wówczas wierzyć oznacza mniej więcej tyle, co być przekonanym o słuszności czegoś. Jest to zatem w.

Ostatnio dodane Ostatnio komentowane Tagi Czym jest dla mnie wiara? Zacznijmy od tego czym jest wiara. Każdy człowiek inaczej interpretuje to pojecie. Dla mnie wiara to przekonanie o czymś. Wiele osób uważa ze wiarę przyjęcie istnienia jakiejś siły wyższej, autorytetu, któremu należy się podporządkować. Tak właśnie jest w chrześcijaństwie. Wierni wierzą w istnienie Boga, który wszystko stworzył i wszystkim rządzi. Ja osobiście jestem katoliczką i wierzą w Boga. Wierzę w to że istnieje, że czyni cuda, że umarł za nasze grzechy i że dla nas zmartwychwstał. Wierzę również w życie pozagrobowe, niebo, piekło, pismo święte i wspólnotę kościoła. Jednak mam pewne wątpliwości co do instytucji kościoła. Mają na to wpływ wydarzenia w Kościele z ostatnich lat. Również niewierzący rówieśnicy przyczyniają się do podważenia jej. Tak więc wiara jest ważna w moim życiu. Bez wiary człowiek jest zdany na siebie. Myślę, że gdyby nie Bóg było by mi dużo trudniej w życiu, gdyż nie miała bym podpory duchowej, która jest dla mnie bardzo ważna. Komentarze (Komentować może tylko zalogowany użytkownik, który wykonał rejestrację pełną.)Brak komentarzy. Może warto dodać swój ... Święto Reformacji. Konfesja augsburska. 95 tez ks. Marcina Lutra, które zostały przybite na drzwiach kościoła zamkowego w Wittenberdze 31 X 1517 r. Polscy prawosławni zerwali współpracę z Kościołem rzymskokatolickim. Patriarchaty Antiocheński i Jerozolimski przywróciły jedność eucharystyczną. RELIGIE. Autor Wiadomość Dołączył(a): Śr paź 22, 2008 12:46Posty: 1207 annaeliasz napisał(a):- "Kochać to oddać wszystko i oddać samą to wszystko otrzymać i otrzymać samą siebie od Miłości Miłosiernej." /św. Terresa od Dzieciątka Jezus/ JEZUS JEST MILOSIERNY I SPRAWIEDLIWY gdyby Jego Milosc byla naiwna to 99,99% ludzkosci ladowala by w piekle. Kocham Tereske Mala, czytalem Zolty Zeszyt ale trzeba jeszcze rozumiec to co pisze bo oddac wszystko i siebie nie oznacza oddac swojej wolnosci dla czlowieka zniewolonego nalogiem tylko dla JEZUSA mieszkajacego w tym czlowieku a to jest roznica i jezeli sytuacja wymaga jakichs radykalnych krokow to po przemodleniu nalezy je stawiac tak zeby pomoc powstac JEZUSOWI ktory maltretowany jest w ciele czlowieka uzaleznionego od alkoholu, oczywiscie to wymaga rozwagi i Swiatla Ducha Swietego ale jednoczesnie pomocy ze strony innych ludzi bo Wspoluzaleznienie jest straszne, wiem to po swojej rodzinie, jak wygladaja relacje u mnie w domu. Wez sie kobieto za siebie bo inaczej nie uratujesz swojego meza. . --.. ..- ... // --..-. .--- . // .- -- . -. __1 Kor 13__ Pro dolorosa Eius passione, miserere nobis et totius mundi. Sanctus Deus,miserere nobis et totius mundi. Wt cze 02, 2009 21:58 strumyk Dołączył(a): N sty 11, 2009 9:15Posty: 327 [quote="AHAWA strumyk, poezja moze mowic o Bogu albo o jego karykaturze, Stachura o Bogu nie pisze...[/quote] AHAWA.. poezja Stachury...On ujął w swej poezji, szukanie Boga. Szukał Go przez całe swoje życie... Nie mógł pisać o Kimś, Kogo nie znał. Widocznie nie miał tyle szczęścia co Ty.... Jak piękne są Jego wiersze o tęsknocie, poszukiwaniu Boga... Czy My, nie szukamy Boga na co dzień ? No może poza Tobą AHAWA, bo Ty pewnie z Panem Bogiem jesteś ''za Pan brat''... Pozwolę sobie tutaj wkleić kilka wierszy .Doszukuję się w nich jak to ująłeś ''karykatury Boga'' Ale jakoś nie widzę jej... Prefacja Zaprawdę godnym i sprawiedliwym Słusznym i zbawiennym jest Śmiać się głośno Płakać cicho Deszcz ustaje sady kwitną I tego trzymać się trzeba Zaprawdę godnym i sprawiedliwym Słusznym i zbawiennym jest Iść i padać Z-padłych-wstawać Przeszła wojna Wstaje trawa I tego trzymać się trzeba Zaprawdę godnym i sprawiedliwym Słusznym i zbawiennym jest Śledzić gwiazdy Grać na skrzypcach Astronomia I muzyka I tego trzymać się trzeba Zaprawdę godnym i sprawiedliwym Słusznym i zbawiennym jest Być uważnym Pełnym pasji Dobra wasza Gwiżdżą ptaki I tego trzymać się trzeba Zaprawdę godnym i sprawiedliwym Słusznym i zbawiennym jest Żeby człowiek W życiu onym Sprawiedliwym Był i godnym Żeby człowiek Był człowiekiem Lecą liście Szumi w lesie Wiatr z obłoków Warkocz plecie I tego trzymać się trzeba Musisz mi pomóc Kocham za siebie, kocham za ciebie, Kocham jeden za dwoje. Słońce po niebie, księżyc po niebie, Gwiazdy po niebie, chmury po niebie - Wszystko spoczywa na mojej głowie! Musisz mi pomóc, musisz mi pomóc, Swoją miłością musisz mi pomóc; Musisz pokochać mnie więcej, Bliżej wyciągać kochane ręce Musisz! Sam nie podołam, sam nie dam rady Unieść tyle miłości. Księżyc i gwiazdy, chmury i słońce, Lody wciąż łamać, ciągle i ciągle, Sił mi brakuje, o pomoc proszę Musisz mi pomóc, musisz mi pomóc, Swoja miłością musisz mi pomóc, Musisz pokochać mnie więcej, Bliżej wyciągnąć kochane ręce Musisz! Musisz mi pomóc, musisz mi pomóc, Swoja miłością musisz mi pomóc, Musisz pokochać mnie mocniej, Żebym się nie mógł w głęboka wodę Rzucić! Przebyłem noc właśnie Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie wita nikt mi żaden nie mówi - bądź pozdrowiony bądź na śniadaniu tako na wieczerzy a sen niech cię ma między tym a tamtym Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie wita a pracowałem ciężko nad szukaniem nad wyszukaniem tych bram nieśmiertelnych tych bram zatraconych poszukując Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie spyta nikt mnie żaden nie spyta - jak ci się szło jak też ci się szło przez czarne listowie Przebyłem noc mówię i jestem zmęczony nie odwiedził mnie faun ani anioł stróż ani też najmniejszy robaczek świetlisty Gloria Chwała najsampierw komu Komu gloria na wysokościach? Chwała najsampierw tobie Trawo przychylna każdemu Kraino na dół od Edenu Gloria! Gloria! Chwała teraz tobie, słońce Odyńcu ty samotny Co wstajesz rano z trzęsawisk nocnych I w górę bieżysz, i w niebo sam się wzbijasz I chmury czarne białym kłem przebijasz I to wszystko bezkrwawo - brawo, brawo I to wszystko złociście, i nikogo nie boli Gloria! Gloria! Gloria in excelsis soli! Z słońcem pochwalonym teraz pędźmy razem Na nim, na odyńcu galopujmy dalej Chwała teraz tobie, wietrze Wieczny ty młodziku Sieroto świata, ulubieńcze losu Od złego ratuj i kąkoli w zbożu Łagodnie kołysz tych co są na morzu Gloria! Gloria! Gloria in excelsis soli! Z wiatrem pochwalonym teraz pędźmy społem Na nim, na koniku galopujmy polem Chwała wam ptaszki śpiewające Chwała wam rybki pluskające Chwała wam zające na łące Zakochane w biedronce Chwała wam: zimy wiosny lata i jesienie Chwała temu co bez gniewu idzie Poprzez deszcze śniegi wiatry oraz cienie W piersi pod koszulą - całe jego mienie Gloria! Gloria! Gloria! I jeszcze jedno..napisałeś... AHAWA ''bo Wspoluzaleznienie jest straszne, wiem to po swojej rodzinie, jak wygladaja relacje u mnie w domu. Wez sie kobieto za siebie bo inaczej nie uratujesz swojego meza.'' Dajesz znów ''złotą radę''.... Edward Stachura nie jest według Ciebie, dobrym przykładem dla innych bo był człowiekiem uzależnionym.... Ty jesteś współuzależniony z tego co napisałeś o relacjach w domu...więc dlaczego radzisz innym co mają robić ? Czyżbyś był ''lepszy'' od Stachury? _________________Trudno jest dżwigać świadomość własnych trudniej dżwigać kamienie już najtrudniej dostrzec i dżwignąć człowieka. Śr cze 03, 2009 7:56 AHAWA Dołączył(a): Śr paź 22, 2008 12:46Posty: 1207 strumyk, jeśli chcesz zachwycać się taką poezją to polecam duchowość franciszkańską. oczywiście nie potępiam Stachury jako człowieka ale to jaki przykład dawał innym dlatego wole nie propagować jego twórczości tak jak i wole nie propagować np. twórczości Witkacego czy innych ćpunów, bo później organizowane są festiwale typu "Ku przestrodze" na których wszyscy ćpają i piją na cmentarzu u swojego ulubieńca, przecież to czysta demagogia i z życiem nie ma nic wspólnego. Ja wole życie słuchać niż wołanie zza grobu, jak żył to jakoś nikt mu nie pomógł a jak jest trupem to nagle twórczość ćpuna staje się popularna jak nigdy dotąd, czy to jest przypadek? . --.. ..- ... // --..-. .--- . // .- -- . -. __1 Kor 13__ Pro dolorosa Eius passione, miserere nobis et totius mundi. Sanctus Deus,miserere nobis et totius mundi. Śr cze 03, 2009 19:19 strumyk Dołączył(a): N sty 11, 2009 9:15Posty: 327 AHAWA napisał(a):strumyk, jeśli chcesz zachwycać się taką poezją to polecam duchowość franciszkańską. oczywiście nie potępiam Stachury jako człowieka ale to jaki przykład dawał innym dlatego wole nie propagować jego twórczości tak jak i wole nie propagować np. twórczości Witkacego czy innych ćpunów, bo później organizowane są festiwale typu "Ku przestrodze" na których wszyscy ćpają i piją na cmentarzu u swojego ulubieńca, przecież to czysta demagogia i z życiem nie ma nic wspólnego. Ja wole życie słuchać niż wołanie zza grobu, jak żył to jakoś nikt mu nie pomógł a jak jest trupem to nagle twórczość ćpuna staje się popularna jak nigdy dotąd, czy to jest przypadek? Drogi AHAWA..Bardzo Ci dziękuję za radę, ale ja wiem czym mam się zachwycać. Być może poezję Stachury znam dłużej, niż Ty istniejesz tu na świecie...Co do dawania przykładu przez Niego innym.... A Ty, jeśli nie jesteś ćpunem, nie jesteś uzależniony, to znaczy, że jesteś wzorem godnym do nasladowania ? Nie masz sobie nic do zarzucenia? Ne popełniasz błędów ? Nikt nie wymaga od Ciebie , byś propagował Jego twórczość, a na pewno juz nie ja. Piszesz, że to co On tworzył, nie ma nic wspólnego z życiem.. A czym według Ciebie jest życie ? Ciągle nie rozumiem dlaczego za każdym razem jak piszesz o Nim, nazywasz Go ćpunem. On był człowiekiem takim samym jak Ty...jak ja.... I na zakończenie...Jego poezja była zawsze popularna, tylko nie każdy ją rozumie, najlepszym dowodem tego ,że tak właśnie jest, jesteś Ty.... _________________Trudno jest dżwigać świadomość własnych trudniej dżwigać kamienie już najtrudniej dostrzec i dżwignąć człowieka. Śr cze 03, 2009 19:58 AHAWA Dołączył(a): Śr paź 22, 2008 12:46Posty: 1207 strumyk, nie moralizuj z tym wiekiem bo dziadkiem nie jestes... co do reszty pytan to tak sie sklada ze jestem cpunem i alkoholikiem tyle ze trzezwiejacym i wiem o czym pisze, moze ciebie jeszcze na swiecie nie bylo jak ja juz babralem sie w bagnie... . --.. ..- ... // --..-. .--- . // .- -- . -. __1 Kor 13__ Pro dolorosa Eius passione, miserere nobis et totius mundi. Sanctus Deus,miserere nobis et totius mundi. So cze 06, 2009 21:54 strumyk Dołączył(a): N sty 11, 2009 9:15Posty: 327 AHAWA napisał(a):strumyk, nie moralizuj z tym wiekiem bo dziadkiem nie jestes... co do reszty pytan to tak sie sklada ze jestem cpunem i alkoholikiem tyle ze trzezwiejacym i wiem o czym pisze, moze ciebie jeszcze na swiecie nie bylo jak ja juz babralem sie w bagnie... Pewnie, że dziadkiem nie jestem..Jak już to może jestem babcią . Tym bardziej nie rozumiem skąd w Tobie tyle niezrozumienia w stosunku do człowieka uzależnionego, skoro sam nim _________________Trudno jest dżwigać świadomość własnych trudniej dżwigać kamienie już najtrudniej dostrzec i dżwignąć człowieka. N cze 07, 2009 4:33 AHAWA Dołączył(a): Śr paź 22, 2008 12:46Posty: 1207 strumyk napisał(a):Pewnie, że dziadkiem nie jestem..Jak już to może jestem babcią .Tym bardziej nie rozumiem skąd w Tobie tyle niezrozumienia w stosunku do człowieka uzależnionego, skoro sam nim ja go bardzo dobrze rozumiem tyle ze nie popieram propagowania tworczosci takich osob bo to do niczego dobrego nie prowadzi, ludzie zachwycaja sie tworczascia innych ludzi ktorzy zmierzali w ciagu swojego zycia do smierci zamiast zachwycac sie ludzmi ktorzy szukali zycia w prawdzie i w tym sek tkwi... . --.. ..- ... // --..-. .--- . // .- -- . -. __1 Kor 13__ Pro dolorosa Eius passione, miserere nobis et totius mundi. Sanctus Deus,miserere nobis et totius mundi. N cze 21, 2009 22:25 Plus Dołączył(a): Śr lut 25, 2009 15:00Posty: 36 Aby nie zabijać, żyć w trzeźwości i doskonalić się w swojej pracy. + _________________Prymas Tysiąclecia Stefan Wyszyński: Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce i wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej. So cze 27, 2009 17:50 annaeliasz Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09Posty: 40 Witam ponownie. Nie zamierzam odgrzewać tematu. We wcześniejszych postach obiecałam, że poinformuję Forumowiczów jeśli sytuacja w mojej rodzinie się zmieni i dlatego postanowiłam dodać parę słów. Pięknej sierpniowej niedzieli, mąż wrócił do domu (był na rybach - jest zapalonym wędkarzem) w porze obiadowej, był porządnie pijany. Byłam przekonana a synowie to potwierdzili, że przyjechał samochodem - sam prowadził samochód. Kierował samochodem często w podobnym stanie, ale nagle we mnie coś pękło... powiedziałam dość! Nie złapała go co prawda policja ( a szkoda), ale ja nie miałam zamiaru dłużej czekać aż coś się stanie. Kolejny raz dotarło do mnie, że przecież on jest potencjalnym zabójcą, samobójcą, zagrożeniem dla innych. Nawet jeśli kogoś lub siebie nie zabije, to może okaleczyć, spowodować niewymierne szkody. Zadzwoniłam na policję. Nie zorientował się, więc gdy policja przyjechała (po ok. 40 minutach od zgłoszenia!) był całkowicie zaskoczony. Oczywiście wszystkiego się wypierał, twierdził, że kolega go przywiózł, a samochód stoi cały dzień na podwórku. Nie chciał iść z policją, nie chciał okazać dokumentów, bez przerwy się stawiał. Byłam trochę zaskoczona jego reakcją bo do tej pory przy obcych zachowywał się jak trusia. Gdy kilka lat temu zabierano go na izbę wytrzeźwień, bo wszczynał awanturę, poszedł z nimi potulny jak baranek. No cóż, do chwili obecnej, choroba poczyniła całkiem duże szkody w jego osobowości. Nie będę opisywać szczegółów, dodam tylko, że na komendzie był tak agresywny, że musieli mu założyć kajdanki! Synowie, co nie było dla mnie zdziwieniem, stanęli za mną murem i złożyli zeznania obciążające ojca. Nie musiałam ich do niczego namawiać, wyjaśniłam im tylko pewne rzeczy, ale to już właściwie po fakcie, ponieważ wszystko działo się tak szybko, że wcześniej nie było na to czasu. Jak się okazało podczas badania, mąż miał dwa promile w wydychanym powietrzu, a od momentu jego przyjazdu do badania minęło ok. półtorej godziny... Nie wiedziałam co będzie dalej, zakładałam, że mąż spakuje się i wyprowadzi, ale nie zrobił tego. Przez kilka dni od zdarzenia deklarował chęć podjęcia leczenia. On szedł do pracy a ja siedziałam przy telefonie o obdzwaniałam wszystkie ośrodki w Polsce, aby został przyjęty. Wiem, że specjaliści zaraz podniosą alarm, że to on powinien szukać ośrodka. Jestem tego całkowicie świadoma i nie uważam, że mąż deklarując chęć leczenia robi wszystkim łaskę i trzeba traktować go wyjątkowo. Uważałam, że dobrze by było tą traumatyczną sytuację wykorzystać, dlatego zależało mi na wysłaniu go na leczenie odwykowe. Za tym, że to ja szukałam ośrodka przemawiały względy praktyczne: on jest w pracy, więc w godzinach dopołudniowych nie ma możliwości niczego załatwić. Problem w tym, że ja także, mimo iż poświęciłam na szukanie ośrodka wiele czasu i pieniędzy niczego nie załatwiłam! W każdym ośrodku, do którego dzwoniłam kazano czekać na miejsce ok dwa do trzech miesięcy. Nie podobała mi się jedynie motywacja męża, otóż chciał podjąć leczenie tylko i wyłącznie po to, aby... odzyskać prawo jazdy...! Twierdził, że rodzina i tak jest dla niego stracona, ponieważ tylko wrogowie tak postępują jak my postąpiliśmy. I od pamiętnej niedzieli traktuje nas jak wrogów. Tym że jestem traktowana jak wróg nie byłam zdziwiona. Żal tylko dzieci, a właściwie starszego syna, który pracuje i będąc niezależny finansowo jest nieprzekupny. Młodszego syna mąż próbował przekupywać na wiele sposobów. Było nawet tak, że w którąś sobotę (przed wypłatą gdy wiedział, że ja nie mam pieniędzy) ugotował i naszykował obiad tylko dla dwóch osób: dla siebie i młodszego syna. Po tygodniu mąż mnie wyśmiał, że nie znalazłam ośrodka, a po ok. dziesięciu dniach, zmienił zdanie i stwierdził, że jednak leczenia nie podejmie, ponieważ jest mu to zupełnie niepotrzebne - on nie musi pić. Sobie i nam próbował udowodnić, że może nie pić. Oczywiście byłam pewna, że takie rzeczy raczej się nie zdarzają i było kwestią dni, że zapije znowu. Mąż stanowi "książkowy wzorzec alkoholika", praktycznie wszystko w jego zachowaniu jest przewidywalne, a jednak nie wiadomo, kiedy nastąpi prawdziwy przełom. Od momentu, gdy się upił, kolejne dni nie obywały się bez piwa. Fakt, że nie możemy mu tego udowodnić, że pił, ponieważ nie pojawił się w domu, nocował prawdopodobnie w domu, ale piętro niżej. Nie jestem pewna, ponieważ nigdy nie sprawdzam gdzie jest i co robi. Następny tydzień: jak wyszedł do pracy w czwartek rano, wrócił w niedzielę przed południem... Gdzie był w tym czasie, nie wiem, ale pił na pewno, bo po trzeźwemu zawsze wraca do domu. I tak żyjemy sobie obok siebie pod jednym dachem. On chodzi na piechotę, jeździ autobusami, bo prawo jazdy zabrane, ale dalej twierdzi, że problemu nie ma. Nadal twierdzi, że to ja powinnam się leczyć. Wszyscy przeżyliśmy traumatyczne zdarzenie, ale jego to nic nie nauczyło, nie podjął żadnych działań, żeby było lepiej choćby dla niego. W związku z tym, że nie ma prawa jazdy został zdegradowany w pracy, szef zabrał mu połowę pensji i zmienił umowę na mniej korzystną. Wiem o zmianach od pracodawcy męża, ponieważ był uprzejmy mnie o nich poinformować. Zapewne liczył, że jak mi przekaże taką informację, to zmienię zdanie, wycofam zeznania z policji i nie będę upierać się na leczenie. Kasa to zawsze argument, ale stwierdziłam, że dla mnie od połowy wypłaty, ważniejsze jest zdrowie i życie człowieka, który jest moim mężem. Gdy mąż definitywnie zrezygnował z leczenia odwykowego, odwzajemniłam szefowi informację, że jednak mąż szybko prawa jazdy nie odzyska. Leczenie mogło być okolicznością łagodzącą, a tak, nic z tego! Zdaję sobie również sprawę z tego, że samo leczenie, biorąc pod uwagę motywację męża, mogłoby być nieskuteczne, on jednak nawet nie spróbował. Miałam nadzieję, że mając kontakt z osobami z tym samym problemem, specjalistami, którzy są w stanie pomóc, inaczej spojrzy na swoje picie, pomyśli trochę, zastanowi się, tym bardziej, że dla niego liczy się bardzo zdanie obcych ludzi, ale niestety. Odgrażał się tylko, że pójdzie do adwokata i tak przegramy sprawę, ponieważ jego nikt za rękę nie złapał, więc jest niewinny, a nasze zeznania są niczym, ponieważ on znajdzie świadków, że było zupełnie inaczej. Jak mniemam tak właśnie zrobił... Wielokrotnie odgrażał się, że jeśli kiedykolwiek w jakiejś sprawie przeciwko niemu złożę zeznania, on znajdzie sobie świadków, którzy wszystkiemu zaprzeczą. Obecnie namawia synów, aby wycofali zeznania przeciw niemu, straszy, że będą karani za fałszywe zeznania. Zastanawiam się jak takie sprawy wyglądają w sądzie: komu bardziej sąd jest skłonny uwierzyć rodzinie i obcym ludziom? Wszystkich, którzy mają tendencje do wyszukiwania syndromów współuzależnienia, chcę poinformować, że nie mam wyrzutów sumienia wobec tego co zrobiłam. Zadzwoniłam na policję nie dla zemsty, jedynym powodem była troska o męża i o tych, dla których on mógł stać się zagrożeniem jako pijany kierowca. Zrobiłam to również dla siebie aby nie czuć się kiedyś współwinną tragedii. Nie mam wyrzutów sumienia, że moim postępowaniem przyczyniłam się do tego, iż mąż stracił coś co stanowiło o jego wartości, dawało poczucie wolności i bycia kimś, umożliwiało wykonywanie zawodu, zarabianie pieniędzy, bycie niezależnym. W tej chwili mam przygotowany wniosek na komisję alkoholową, ponieważ nie zamierzam odpuścić mężowi leczenia, za bardzo zależy mi na jego zdrowiu i na tym, aby żył jak człowiek, nawet jeśli małżeństwa nie będzie można uratować. I zapewniam, takie podejście nie jest syndromem współuzależnienia, ale troską o człowieka! Wszystkim, którzy uważają, że alkoholizm jednego współmałżonka musi skutkować współuzależnieniem u drugiej połówki, chcę powiedzieć, że nie musi to być regułą, bywają wyjątki, ale do tego potrzebna jest również wiedza o problemie. Granice są bardzo płynne i to co inni już zaszeregowali jako współuzależnienie, dla innych jest całkowicie zdrową reakcją, postępowaniem nie wymagającym żadnej terapii. Wystarczy jedynie mądra osoba, z którą czasem można porozmawiać jak z przyjacielem, upewnić się, doradzić co do środków które ewentualnie można zastosować wobec osoby uzależnionej. Od czasu poprzednio pisanych postów rozmawiałam z kilkoma osobami, terapeutami i tylko raz jedna osoba zakwalifikowała mnie na terapię do grupy edukacyjnej. Na pytanie moje, dlaczego uważa, że powinnam z takiej terapii skorzystać, odpowiedziała: "ma pani męża alkoholika, żyje z nim pani dwadzieścia lat, więc jest pani uzależniona"... pusty śmiech mnie ogarnął. Oczekiwałam bardziej konkretnej diagnozy po godzinnej, szczerej rozmowie. Grupa edukacyjna zupełnie nie jest mi potrzebna, ponieważ wciąż wiele czytam na temat alkoholizmu, rozmawiam i mogę ocenić jak bardzo moja wiedza powiększyła się w tym temacie, poza tym uczę się w studium w kierunku uzależnień. Mam z kim porozmawiać o problemie, czasem tylko telefonicznie, ale to zupełnie wystarcza. Nie będę marnować czasu na terapię, ponieważ na takiej terapii nikt nie odpowie na moje pytania... niestety... Choćby na jedno: Czy człowiek ma prawo stwierdzić, że z drugiego człowieka już nic dobrego nie będzie, że jest skazany na całkowitą przegraną, jeśli Bóg stwierdza: "Choćby dusza była jak trup rozkładająca się i choćby po ludzku nie było już wskrzeszenia, i wszystko już stracone, nie tak jest po Bożemu. Cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całej pełni" (Dz. 1448) ...lub inne: Wiem czym jest przemoc psychiczna i nikomu tego nie życzę, wiem, że każdy człowiek ma prawo do godnego życia i szacunku... jednakże mogę chcieć zrezygnować, z tego co mi się słusznie należy. Czy mogę przyjąć i ofiarować cierpienie w jakiejkolwiek formie ono zostanie mi zadane w imię wyższych racji, w intencji zbawienia czyjejś duszy? Jeszcze inne... Czy istnieje granica, po przekroczeniu której człowiek przestaje być człowiekiem i kto może to stwierdzić, lub czy istnieje czyn, którego nie można zapomnieć, wybaczyć? … Wielu Forumowiczów zacznie krzyczeć: masochistka! Współuzależniona! Wariatka! Lub jeszcze gorzej … Wiem też, że są i tacy, którzy wspierają mnie w tym co robię dla bliskiej mi osoby i nie uważają, że powinnam uciekać gdzie pieprz rośnie a męża zostawić samemu sobie. Dzięki Bogu, że stawia na mojej drodze takich Ludzi! Oczywiście nikt ostatecznie nie twierdzi, że odejście od alkoholika nie będzie konieczne. Wiem, też że zbyt mocno kocham Tego, który oddał za mnie życie, abym mogła patrzeć spokojnie jak piekło pochłania duszę bliskiej mi osoby. "Głosem sumienia mówisz mi, żeś Ty Miłością jest, że kochać znaczy żyć, nadzieję ludziom nieść Przez radość smutek krzyże i znój, szczęśliwość chwil, przez uśmiech i płacz, przez prawdę, miłość, pokój i miecz, Pochwalony bądź Ojcze mój!" Zastanawiam się jednak, czy istnieje granica, której nie będę potrafiła już przekroczyć i nie dam rady wytrwać do końca, przecież jestem tylko człowiekiem... Wygląda bowiem na to, że mojemu mężowi nie zależy na rodzinie i dzieciach i jest świadomy tego, że nikt mu już nic gorszego nie zrobi, nie wyrządzi większej krzywdy, ponieważ to co było dla niego najcenniejsze już stracił... Dla jasności, mam świadomość, że nie walczę już ani o męża, ani o ojca dla dzieci, a jedynie o człowieczeństwo kogoś, z kim spędziłam więcej niż połowę swojego życia. Tylko czy można zrobić cokolwiek, by człowiek stał się w pełni człowiekiem, skoro on tego nie chce? Dla mnie człowiek, to ktoś o ludzkich uczuciach, posiadający wyrzuty sumienia z powodu karygodnego postępowania, ktoś komu zależy na bliskich... A mój mąż pytał dzisiaj synów... co oni mają z życia? Czy chodzą na imprezy, piją wódkę, piwo z kumplami, robią zadymy? Nie?! To wina matki, która jest debilem i po kretyńsku was wychowała! Uczycie się, studiujecie i tak (censored) z tego będziecie mieć, bo jesteście nieżyciowi, nie umiecie wypić, zabawić się, nie umiecie żyć, a życie to kasa. Tekstów o kasie nasłuchałam się wiele, właściwie u nas to tylko mąż cały czas był i jest "normalny" bo tylko on zarabia - pracuje cały czas. A ja mu cały czas powtarzam, że rodzina nie potrzebuje go jako sponsora, dzieci nie potrzebują go jako idola a ja jako kochanka, ale potrzebujemy do jako męża i ojca! Ktoś, kto według niego nie przynosi pieniędzy jest zwykłym nierobem, darmozjadem, pasożytem. Między innymi dlatego starszy syn nie studiuje dziennie tylko zaocznie, bo ojciec dawno temu powiedział, że jeśli chce się dalej uczyć to musi na to zarobić. A tatuś jest taki biedny, całe życie flaki wypruwał dla nich, a oni mu taki numer wywinęli... Flaki wypruwał to znaczy zarabiał bo tylko do tego jego rola się ograniczała. Owszem jak dzieci były malutkie czasem wstawał w nocy i przewinął dziecko, ale szybko się to skończyło. Znudziło się, bo dzieci przestały być lalkami do zabawy, zaczęły myśleć, zadawać pytania, trzeba było z nimi rozmawiać a nie tylko mówić do nich. Według męża ja nie zrobiłam przez te dwadzieścia lat nic wartościowego, ponieważ większość czasu nie pracowałam zawodowo, więc nie przynosiłam kasy do domu. Wszystko co jest w domu jest jego, bo on na to zapracował i dlatego nie wyprowadzi się. Nikt go do tego nie zmusi i jak wygra sprawę w sądzie to dopiero nam pokaże. Nie wiem czy może wygrać, ale obawiam się, że ma szanse. Poniżej jest link, który warto poczytać. Wiem, że on jest jedynie o przemocy, nie o pijanych kierowcach, ale świetnie oddaje prawdę o polskim sądownictwie. Poza tym, gdybym brała pod uwagę separację lub rozwód... Cóż... jestem dumna, że przyczyniłam się do tego, że moje dzieci są jakie są: nie piją, nie ćpają, nie włóczą się, ale jeden syn uczy się, drugi uczy się i pracuje, pomagają w domu, mają kolegów, znajomych, dziewczyny, są normalni! Starszy ostatnio stracił pracę, ale jak zarabiał pomagał mi finansowo. Wygląda tylko, że nie zaznałam prawdziwej damsko - męskiej miłości. No i mam pecha bo nie mogę znaleźć pracy. Proponowano mi ostatnio pracę w hipermarkecie na kasie za ...5,6 na godzinę... Wygląda na to, że pracując 8 godzin dziennie zarobiłabym ok. 690PLN... Do tego doliczyć przynajmniej godzinę na dojazd i odliczyć ponad 100PLN za bilet miesięczny = ok. 590PLN za 10 godzin dziennie (5 razy w tygodniu)... na rachunki nie wystarczy... Biorąc jednak pod uwagę, że jest to praca na umowę zlecenie, mogłoby być tak, że musiałabym pracować 7 dni w tygodniu... za niewiele więcej. Dowiedziałam się jeszcze jednej ciekawej rzeczy w związku z tym, że jest to praca przez agencję tymczasową, godziny pracy są bardzo elastyczne i może być tak, że zadzwonią i poproszą o pracę przez jedną lub dwie godziny dziennie (odliczając koszt dojazdu, zarobiłabym za to ok. (pięćdziesiąt groszy) za dwie godziny dojazdu + dwie godziny pracy... Dzieci mi powiedziały, żebym się stuknęła w głowę Druga oferta to telemarketing - rewelacja! 1000PLN na rękę. Dojazd też dwoma autobusami ok. 2 godziny w jedną stronę. Dostanę taką kwotę jeśli sprzedam 100 produktów w miesiącu. Na moje pytanie, co będzie jeśli nie wyrobię limitu? (wiem jak wygląda praca w telemarketingu). Odpowiedziano mi, że jeszcze się nigdy tak nie zdarzyło, że ktoś limitu nie wyrobił... No cóż jeśli chodzi o mój cenny czas i pieniądze, które mają być przeznaczone na chleb, ja muszę mieć pewność a nie zapewnienia nieznanej mi osoby, której nie mam obowiązku wierzyć na słowo! Zdaję sobie sprawę, że wiele osób albo wcale albo nie do końca zrozumie o czym napisała, (jak to miało miejsce w poprzednich postach). Specjaliści zobaczą jedynie problem uzależnienia i współuzależnienia, wielu zobaczy to co chce widzieć... ... ale... kto ma oczy niech czyta Poczytajcie, ja jestem zniesmaczona _________________Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; Wt wrz 08, 2009 23:20 wasze sumienie Dołączył(a): Pt sty 23, 2009 12:37Posty: 196 brawo kobieto! w koncu! zachowalas sie na medal. nie wiem tylko dlaczego tolerujesz swojego meza pod jednym dachem. skoro on traktuje ten dom jak hotel.... a ciebie jako wroga? rozumiem ze w jakis sposob jest ci nadal bliski. to w koncu z nim masz dzieci, spedzilas z nim wiele lat i wiele dobrych chwil. i to przy nim chcialas sie zestarzec. ale masz prawo do normalnego szczesliwego zycia. nowego zycia. bo nalezy ci sie to, bo na takie wlasnie zycie zasluzylas. i niewazny jest wiek czy przejscia traumatyczne. wazne jest to czego ty chcesz. i dobro twoich dzieci choc juz dorosle. trzymaj glowe do gory, wyprostuj kark zycze ci znalezienia swietnej pracy, i nowego dobrego zycia. N paź 11, 2009 22:19 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników Pamiętając, że wiara to zgoda na usłyszane Słowo i gotowość do wprowadzenia tego Słowa w czyn na wzór Maryi. Maryja przyjęła Słowo, które stało się Ciałem. Maryja jest dla nas wzorem i Przewodniczką w pielgrzymce wiary. 9. Podsumowując: Wiara jest łaską, rodzi się i jest przekazywana w Kościele. Św.
Wątek: Czym dla Was jest wiara? 25 odp. Strona 1 z 2 Odsłon wątku: 5017 Zarejestrowany: 13-03-2013 09:19. Posty: 479 IP: Poziom: Maluch 7 października 2013 14:39 | ID: 1026371 Wielkimi krokami zbliża się Święto Zmarłych. Jak co roku pójdziemy na groby bliskich, którzy opuścili już ten świat. Będzie czas na refleksję i zastanowienie się nad własnym życiem. Stąd ten temat: Czym dla Was jest wiara? 7 października 2013 14:42 | ID: 1026378 O,masz Przed chwilą podziękowałam świadkom Jechowy Wierzę aczkolwiek nie praktykuję namiętnie W tej wierze się urodziłam i w tej chcę zemrzeć... 2 patrycja r-p Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 23-09-2012 11:20. Posty: 915 7 października 2013 15:10 | ID: 1026393 Bóg i rodzina to dla mnie dwie największe wartości (świętości) w życiu. Wychowano mnie tak, że jak Bóg będzie na pierwszym miejscu wtedy wszystko pozostałe będzie na właściwym miejscu. 3 Katthy Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 11-02-2013 18:13. Posty: 312 7 października 2013 15:22 | ID: 1026407 patrycja r-p (2013-10-07 15:10:20)Bóg i rodzina to dla mnie dwie największe wartości (świętości) w życiu. Wychowano mnie tak, że jak Bóg będzie na pierwszym miejscu wtedy wszystko pozostałe będzie na właściwym miejscu. O widzisz, u mnie jest podobnie :) 4 monaaa71 Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 28-01-2009 08:46. Posty: 28735 7 października 2013 17:03 | ID: 1026449 jestem wierząca,tego samego uczę dzieci. chodzę z nimi co niedzielę do kościoła,ale moherową babcią raczej nie będę ;-) 5 Alina63 Poziom: Niemowlak Zarejestrowany: 26-01-2010 19:21. Posty: 18946 7 października 2013 18:09 | ID: 1026480 swoją wiarę mam w sercu , nie na pokaz ... 6 Mameks60 Zarejestrowany: 07-09-2013 14:26. Posty: 4899 7 października 2013 18:45 | ID: 1026489 Jestem wierzącą i praktykującą babcią - ale nie moherową 7 Dunia Poziom: Szkolniak Zarejestrowany: 10-03-2011 17:24. Posty: 18894 7 października 2013 20:09 | ID: 1026520 Wiara dla mnie jest DOBREM NAJWIĘKSZYM . W każdej religii jest jeden najważniejszy BÓG. I on jest tym DOBREM. Wiara to jest postępowanie zgodnie z dekalogiem. I nie musimy obnosić się z naszą wiarą. Ale uczynkami swoimi świadczyć o tym, że wierzymy w Boga. I to wystarczy, więcej dowodów naszej wiary nie potrzeba i nikt od nas nie wymaga. 8 lilithbb Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 06-12-2011 08:26. Posty: 282 7 października 2013 21:06 | ID: 1026529 Wiara jest mi potrzebna do życia, bez niej nie miało by ono większego sensu. 9 monaaa71 Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 28-01-2009 08:46. Posty: 28735 8 października 2013 08:24 | ID: 1026598 Alina63 (2013-10-07 18:09:45)swoją wiarę mam w sercu , nie na pokaz ... pięknie ujęte! 10 Monika_Pe Zarejestrowany: 04-03-2013 10:05. Posty: 936 8 października 2013 10:03 | ID: 1026679 a dla mnie wiara nie jest bardzo istotna. Kiedyś była ale potem zaczęłam dostrzegać pewne niuanse w dwóch parafiach do których uczęszczałam - a to ksiądz przed wydaniem zgody na ślub mojej siostry głośno komentował, że za mało pieniędzy w kopercie na Kolendzie zostawiliśmy (bo wg niego 100zł to minimum a co poniżej to w sumie obraza), raz poszłam do spowiedzi ( z potrzeby serca!) to 45 minut słuchałam (ja i wszyscy ludzie na Mszy) jaka ze mnie szmata jest...nowy samochód dla proboszcza, żądanie opłaty w ustalonej kwocie za chrzest dziecka - takie małe rzeczy sprawiły, że przestałam się w kościele pojawiać. Wiem, że nie każdy ksiądz taki jest i że różni ludzie mają różne doświadczenia a ja może po prostu źle trafiałam ale się zraziłam pazrnością kleru. 11 patrycja r-p Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 23-09-2012 11:20. Posty: 915 8 października 2013 10:09 | ID: 1026682 Monika_Pe (2013-10-08 10:03:42)a dla mnie wiara nie jest bardzo istotna. Kiedyś była ale potem zaczęłam dostrzegać pewne niuanse w dwóch parafiach do których uczęszczałam - a to ksiądz przed wydaniem zgody na ślub mojej siostry głośno komentował, że za mało pieniędzy w kopercie na Kolendzie zostawiliśmy (bo wg niego 100zł to minimum a co poniżej to w sumie obraza), raz poszłam do spowiedzi ( z potrzeby serca!) to 45 minut słuchałam (ja i wszyscy ludzie na Mszy) jaka ze mnie szmata jest...nowy samochód dla proboszcza, żądanie opłaty w ustalonej kwocie za chrzest dziecka - takie małe rzeczy sprawiły, że przestałam się w kościele pojawiać. Wiem, że nie każdy ksiądz taki jest i że różni ludzie mają różne doświadczenia a ja może po prostu źle trafiałam ale się zraziłam pazrnością kleru. Też nie raz uważam, że księża są pazerni, ale nie wpływa to na moją wiarę. Wierzę w Boga a nie w księży. Nie dla nich chodzę do kościoła. Zawsze powtarzam sobie, że oni też będą osądzeni za swoje postępowanie, tak samo jak my. 12 Stokrotka Poziom: Pełnoletnia Zarejestrowany: 28-04-2009 15:58. Posty: 66128 8 października 2013 10:18 | ID: 1026688 Dunia (2013-10-07 20:09:10)Wiara dla mnie jest DOBREM NAJWIĘKSZYM . W każdej religii jest jeden najważniejszy BÓG. I on jest tym DOBREM. Wiara to jest postępowanie zgodnie z dekalogiem. I nie musimy obnosić się z naszą wiarą. Ale uczynkami swoimi świadczyć o tym, że wierzymy w Boga. I to wystarczy, więcej dowodów naszej wiary nie potrzeba i nikt od nas nie wymaga. Ładnie to napisałaś Duniu. Też tak myślę. 13 Malwina. Poziom: Starszak Zarejestrowany: 18-04-2012 17:23. Posty: 3153 8 października 2013 10:25 | ID: 1026692 Wierzę w siłę wyższą, jakkolwiek by jej nie nazwano, bo tak wygodniej, życie ma jakiś sens. do kościoła nie chodzę, staram się być dobrym człowiekiem, tyle. 14 Mariola1811 Zarejestrowany: 04-07-2013 23:37. Posty: 330 8 października 2013 10:40 | ID: 1026700 Czym dla mnie jest wiara... kiedyś była bardzo ważna, a uczestniczenie w mszy wciąż robi na mnie wielkie wrażenie - coś takiego pojawia się w sercu, co trudno ująć słowami. A jednak... coś we mnie pękło... Z jednej strony wciąż chcę wierzyć w tą dobroć, w nieśmiertelną duszę, że jednak coś tam jest po tej drugiej stronie... A z drugiej... coraz więcej pojawia się wątpliwości. Czasami to nawet sobie myślę, że ktoś "wymyślił" całą tę historyjkę o Bogu... aby wytłumaczyć sobie sens życia i wyciszyć strach przed śmiercią. Opowiść, którą się powtarza przez setki, tysiące lat w końcu nabiera barw i zaczyna się w nią wierzyć... Dlaczego wierzymy w Boga - jego wielką moc, a magię i inne cuda fantastyczne uważamy za bajkę? Im człowiek starszy, tym wierzy mocniej, modli się więcej... tak mi się wydaje... bo zbliża się ku końcowi, a co jeżeli nic tam nie ma, a jedyny ślad po nas pozostaje w naszych dzieciach? Wspieramy kościół - wielkie świątynie i księży, aby mogli jeździć luksusowymi samochodami, a niekiedy nam samym brakuje na bierzące potrzeby... Z tymi opłatami to już mnie głowa boli... dlaczego bowiem mamy płacić za lekcje religii w szkole? Czy księdza "obowiązkiem" nie jest głoszenie słowa Bożego? Skąd wziął się zwyczaj dawania pieniędzy, gdy ksiądz chodzi po kolędzie? Rozumiem, że kościół musi się z czegoś utrzymywać, ale jeżeli chcę wesprzeć kościół to idę na mszę i daję na tacę - tyle ilę mogę, a ksiądz nie powinien nosem kręcić. Fakt płacenia za śluby, chrzty i inne pominę... Monika_Pe już coś o tym powiedziała... Niestety, idziemy do kościoła, ale ksiądz reprezentuje kościół swoją osobą. Jak mam nie zwracać uwagę na jego podejście i w spokoju ducha się modlić, gdy zachowanie księdza, jego słowa na mszy, pozostawiają wiele do życzenia? Kiedyś na mszy dla dzieci - dla dzieci! - ksiądz na mównicy powiedział, że mamy gości z innej parafii i bez żadnych zahamowań poprosił o datki dla nich - nie te z tacy - że na zewnątrz stoi ksiądz od nich... no ludzie! Ostatnio edytowany: 08-10-2013 10:40, przez: Mariola1811 15 Asiencja Zarejestrowany: 08-04-2013 07:10. Posty: 115 8 października 2013 11:01 | ID: 1026708 A dla mnie nie ma żadnego znaczenia. Pomijam oczywiście pazerność księży itd, oszukiwanie, pedofilie, homofobie czy inne ich ułomności. Szkoda, że Biblia jedno a księża drugie - bo np. nazywanie kogoś przyjaciółką lub oblubienicą, jak Jezus nazywa Marię Magdalenę, to w tamtych czasach była albo żona albo kochanka... ale kościół milczy w tej sprawie... Ale wiara to jedno a kościół to drugie. Jednak dla mnie cała Biblia to jak dobra powieść s-f. Pewno gdyby ktoś nam wmówił, że pudełko zapałek jest bóstwem to byśmy w towierzyli... Uważam, że istnieje przeznaczenie ale bóg to już dla mnie jakaś ściema kościoła żeby ludzi w ryzach trzymać - a przedstawia go jako tyrana bezdusznego, który kocha mocno ale karze jeszcze mocniej... 16 Artika Poziom: Maluch Zarejestrowany: 18-09-2012 16:39. Posty: 4749 8 października 2013 11:01 | ID: 1026709 Czym dla mnie jest wiara? Teraz jest przede wszystkim postępowaniem. Niestety, osoby takie jak ja są separowane w wielu kościołach. Nie ważny powód rozwodu - ważny jest fakt, że on nastąpił i gdzie bym nie pukała (a był taki okres w życiu) to wszędzie mnie że tak powiem "wypraszano". Teraz staram się z Dorcią chodzić do kościoła, bo chciałabym żeby wierzyła tak jak ja swego czasu, ale utrudnia mi to jej podatność na zarazki (nie ma niedzieli, po której nie wyszłaby z kościoła bez kichania i kataru następnego dnia) no i niestety osoby zakonne też mi to utrudniają, opowiadając na religii historie o wilkołakach pożerających ludzi, czy o wykluczeniu osób, a ja muszę potem tłumaczyć dziecku co jest prawdą a co nie. Wierzę, że wiara w Jednego Boga pełnego miłości i wybaczenia, wiara w nauki Chrystusa (a one nie zawsze na chwilę obecną zgadzają się z naukami Kościoła) jest potrzebna każdemu człowiekowi i każdy kto ma zasady - żyje właśnie w ten sposób (nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy, lub usiłuje zaprzeczać). Bóg to jedno wielkie Dobro a podstawowa jego zasada to "Kochaj Bliźniego Swego jak Siebie Samego" moim zdaniem powinna zawsze i wszędzie obowiązywać. Inna sprawa, że ludzie sprowadzają teraz swoje życie do materialnej jego strony, zapominając ile mogą uzyskać, poprzez uśmiech, drobne dobre gesty przez odpowiednie wartościowanie każdego dnia. Pomijają fakt, że dzieci to "gąbki" i chłoną z rodziców wszystko - i to co dobre i to co złe i to od nas nie z książek, telewizji czy internetu uczą się żyia i jego wartości. Pomijają fakt, że przytulenie dziecka okazanie mu miłości może znaczyć tak wiele, a przecież Bóg to podstawa Miłości. Niby proste niby oczywiste a jednak zaniedbane w wielu przypadkach. 17 Monika_Pe Zarejestrowany: 04-03-2013 10:05. Posty: 936 8 października 2013 12:54 | ID: 1026751 patrycja r-p (2013-10-08 10:09:16) Monika_Pe (2013-10-08 10:03:42)a dla mnie wiara nie jest bardzo istotna. Kiedyś była ale potem zaczęłam dostrzegać pewne niuanse w dwóch parafiach do których uczęszczałam - a to ksiądz przed wydaniem zgody na ślub mojej siostry głośno komentował, że za mało pieniędzy w kopercie na Kolendzie zostawiliśmy (bo wg niego 100zł to minimum a co poniżej to w sumie obraza), raz poszłam do spowiedzi ( z potrzeby serca!) to 45 minut słuchałam (ja i wszyscy ludzie na Mszy) jaka ze mnie szmata jest...nowy samochód dla proboszcza, żądanie opłaty w ustalonej kwocie za chrzest dziecka - takie małe rzeczy sprawiły, że przestałam się w kościele pojawiać. Wiem, że nie każdy ksiądz taki jest i że różni ludzie mają różne doświadczenia a ja może po prostu źle trafiałam ale się zraziłam pazrnością kleru. Też nie raz uważam, że księża są pazerni, ale nie wpływa to na moją wiarę. Wierzę w Boga a nie w księży. Nie dla nich chodzę do kościoła. Zawsze powtarzam sobie, że oni też będą osądzeni za swoje postępowanie, tak samo jak my. może i tak ale jak mi ksiądz na mszy mówi, że w zeszłym tygodniu z tacy zebrał tylko 2000zł i to mało bo drodzy parafianie! dzwonnicę trzeba budować to mi się nóż w kieszeni otwiera bo za 2000zł to niektórzy ludzie w tej parafii przeżyliby cały miesiąc! Poza tym całe to złoto, drogie kamienie błyszczące na ołtarzach Matki Boskiej i ludzie siię do tego modlą a czy nie miało byc tak, że mieliśmy my -chrześcijanie nie modlić się do posągów i "bożków" a czym innym jest wynoszenie na ołtarze zwykłych ludzi? Ksiądz jest poniekąd głosem Boga - przecież to ksiądz mówi kazanie na Mszy a jak mi mówi na kogo mam głosować to ja tego słuchać nie chcę :) 18 aneta1114 Zarejestrowany: 20-03-2012 09:46. Posty: 668 8 października 2013 13:37 | ID: 1026775 Dzięki wierze w Boga jestem silniejsza,pewniejsza siebie i czuję ,ze Bóg dodaje mi sił w pokonywaniu problemów!Lubię sobie pójśc do Kościoła i wciszy zatopic się w modlitwie ,zaraziłam (że tak powiem ) swoja wiarą syna jest ministrantem i staramy sie kilka razy byc w tygodniu na Mszy .Syn stał sie lepszy ,spokojniejszy i bardzo nas wiara zblizyła do mąz jest w domu to i męza wyciągam z córcia i idziemy wspólnie jak równiez modlimy sie wieczorea wszyscy razem 19 wamat Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 01-10-2009 12:38. Posty: 4075 8 października 2013 14:45 | ID: 1026848 patrycja r-p (2013-10-08 10:09:16) Monika_Pe (2013-10-08 10:03:42)a dla mnie wiara nie jest bardzo istotna. Kiedyś była ale potem zaczęłam dostrzegać pewne niuanse w dwóch parafiach do których uczęszczałam - a to ksiądz przed wydaniem zgody na ślub mojej siostry głośno komentował, że za mało pieniędzy w kopercie na Kolendzie zostawiliśmy (bo wg niego 100zł to minimum a co poniżej to w sumie obraza), raz poszłam do spowiedzi ( z potrzeby serca!) to 45 minut słuchałam (ja i wszyscy ludzie na Mszy) jaka ze mnie szmata jest...nowy samochód dla proboszcza, żądanie opłaty w ustalonej kwocie za chrzest dziecka - takie małe rzeczy sprawiły, że przestałam się w kościele pojawiać. Wiem, że nie każdy ksiądz taki jest i że różni ludzie mają różne doświadczenia a ja może po prostu źle trafiałam ale się zraziłam pazrnością kleru. Też nie raz uważam, że księża są pazerni, ale nie wpływa to na moją wiarę. Wierzę w Boga a nie w księży. Nie dla nich chodzę do kościoła. Zawsze powtarzam sobie, że oni też będą osądzeni za swoje postępowanie, tak samo jak my. Po pierwsze: wierzymy nie w księdza tylko w Boga. Ksiądz wyrósł w określonej rodzinie, środowisku i to jaki jest dużo od tego zależy. Obecnie jeżeli rodzina nawet jest wierząca, wiara bywa letnia. Część księży nie idzie do seminarium z powołania (tak samo jak np. nauczyciel). Powody mogą być różne np. zawód miłosny. Rodzice nie zachęcają swoich dzieci do modlitwy, udziału w mszy itd. Byłam zszokowana, gdy wybrałam się na różaniec dla dzieci. W 12 tys. mieście garstka ( Dopiero po wyjściu uświadomiłam sobie, ze nie będzie I komunii. Czyli tylko "na pokaz" mamy chodzić, żeby ksiądz widział, bo może nie dopuścić do komunii? Osobiście - wiara to moc do życia, do pokonywania różnych przeciwności. Kiedyś już pisałam, że brak kościoła i mszy św. boleśnie odczułam podczas 3 - tygodniowego pobytu w Holandii. Mamy to szczęście, że w każdym momencie możemy wejść do kościoła i powierzyć Bogu swoje radości i zmartwienia. 20 Monika_Pe Zarejestrowany: 04-03-2013 10:05. Posty: 936 8 października 2013 15:02 | ID: 1026861 wamat (2013-10-08 14:45:49) patrycja r-p (2013-10-08 10:09:16) Monika_Pe (2013-10-08 10:03:42)a dla mnie wiara nie jest bardzo istotna. Kiedyś była ale potem zaczęłam dostrzegać pewne niuanse w dwóch parafiach do których uczęszczałam - a to ksiądz przed wydaniem zgody na ślub mojej siostry głośno komentował, że za mało pieniędzy w kopercie na Kolendzie zostawiliśmy (bo wg niego 100zł to minimum a co poniżej to w sumie obraza), raz poszłam do spowiedzi ( z potrzeby serca!) to 45 minut słuchałam (ja i wszyscy ludzie na Mszy) jaka ze mnie szmata jest...nowy samochód dla proboszcza, żądanie opłaty w ustalonej kwocie za chrzest dziecka - takie małe rzeczy sprawiły, że przestałam się w kościele pojawiać. Wiem, że nie każdy ksiądz taki jest i że różni ludzie mają różne doświadczenia a ja może po prostu źle trafiałam ale się zraziłam pazrnością kleru. Też nie raz uważam, że księża są pazerni, ale nie wpływa to na moją wiarę. Wierzę w Boga a nie w księży. Nie dla nich chodzę do kościoła. Zawsze powtarzam sobie, że oni też będą osądzeni za swoje postępowanie, tak samo jak my. Po pierwsze: wierzymy nie w księdza tylko w Boga. Ksiądz wyrósł w określonej rodzinie, środowisku i to jaki jest dużo od tego zależy. Obecnie jeżeli rodzina nawet jest wierząca, wiara bywa letnia. Część księży nie idzie do seminarium z powołania (tak samo jak np. nauczyciel). Powody mogą być różne np. zawód miłosny. Rodzice nie zachęcają swoich dzieci do modlitwy, udziału w mszy itd. Byłam zszokowana, gdy wybrałam się na różaniec dla dzieci. W 12 tys. mieście garstka ( Dopiero po wyjściu uświadomiłam sobie, ze nie będzie I komunii. Czyli tylko "na pokaz" mamy chodzić, żeby ksiądz widział, bo może nie dopuścić do komunii? Osobiście - wiara to moc do życia, do pokonywania różnych przeciwności. Kiedyś już pisałam, że brak kościoła i mszy św. boleśnie odczułam podczas 3 - tygodniowego pobytu w Holandii. Mamy to szczęście, że w każdym momencie możemy wejść do kościoła i powierzyć Bogu swoje radości i zmartwienia. masz rację ale ksiądz jest przedstawicielem Boga, to ksiądz jest "wizytówką" kościoła i jeśli ksiądz odwala tzw "manianę" to nie dziwmy się później, że wiara jest jak to określiłaś letnia.
Dla mnie opieranie się tylko na nauce jest niczym innym jak tylko zawężaniem własnego horyzontu myślowego. Ja bowiem - jako osoba wierząca - opieram swój horyzont myślowy zarówno na nauce - jak i na wierze w Boga.
Dzisiejsza Ewangelia jest pytaniem o to, czy Jezus jest - dla ciebie i dla mnie - wszystkim. Jest pytaniem o hierarchię w twoim i moim sercu. Jeśli Jezus nie jest w nim na pierwszym miejscu, rozczarujemy się szybciej, niż myślimy. Tu przeczytasz dzisiejszą Ewangelię [ Komentuje Jan Głąba SJ Kiedyś jako dziecko, gdy pokłóciłem się z rodzicami, postanowiłem że ucieknę z domu. Zapakowałem plecak - taki zielony w kratkę z Kubusiem Puchatkiem, co oddaje powagę sytuacji - i wyszedłem na podwórko. Już po godzinie byłem z powrotem w domu. W dzisiejszej Ewangelii spotykamy Jezusa i uczniów w Kafarnaum. Jezus naucza o tym, że Jego Ciało i Jego Krew mają być spożywane przez tych, którzy w Niego wierzą, co więcej, mówi, że przyszedł z Nieba i do Nieba odchodzi. Cześć spośród Jego uczniów - kiedy to słyszą - gorszą się i odchodzą. Nie chcą w czymś takim uczestniczyć, nie rozumieją tego, co Jezus mówi. Wtedy Jezus podchodzi do grupy swoich bliższych uczniów, do Piotra i pyta ich nieco prowokacyjnie: "czy i wy chcecie odejść?". Lecz Piotr odpowiada: "Panie, dokąd pójdziemy?". I to nie jest interesowna odpowiedź, bo zaraz potem Piotr dopowiada: "Ty masz słowa życia wiecznego, a my uwierzyliśmy, że JESTEŚ Świętym Bożym". Moi drodzy, ta Ewangelia, ta opowieść z Kafarnaum, jest pytaniem do ciebie i do mnie nie o to, czy Jezus nas gorszy, nie o to czy od Niego odejdziemy. Ta Ewangelia jest pytaniem o to, czy Jezus jest - dla ciebie i dla mnie - wszystkim. Jest pytaniem o hierarchię w twoim i moim sercu. Jeśli Jezus nie jest w nim na pierwszym miejscu to uwaga: rozczaruje nas szybciej niż sobie wyobrażamy... Jeśli jednak On zajmuje tam pierwsze miejsce, jeśli Jezus dla Ciebie i dla mnie jest wszystkim, to niezależnie od tego, co dookoła, my z Nim zostaniemy. Niezależnie od tego, czy Jego słowa są trudne, niezależnie od tego, że nauczanie Kościoła jest niełatwe, że kondycja Kościoła jest słaba - my zostaniemy przy Jezusie, bo wiemy, sercem po prostu wiemy, że nasze miejsce jest przy Nim, ze On JEST Święty, a wszystko co dookoła nieidealne w tej Jego świętości będziemy umieli przezywać. JAN GŁĄBA, jezuita, student filozofii. Urodzony we Wrocławiu. Mieszka i uczy się w Krakowie. Syn i starszy brat. Wcześniej pływak w Wojskowym Klubie Sportowym “ŚLĄSK” Wrocław, obecnie instruktor pływania, ratownik WOPR i sędzia II kl. PZP. Prowadzi kanał YouTube i bloga. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć. Ale jak dla mnie wiara to ŚWIADOMY WYBÓR. Dlatego nie do końca popieram to, ze tak naprawdę to rodzice decydują za nas. Chrzciny, komunia święta… Tak naprawdę dzieciaki czekają na prezenty a nie na przyjęcie komunii. Po prostu nie jest to takie zrozumiałe dla nich jeszcze. Dobrze że jest bierzmowanie.
Żyjemy w XXI wieku,dla wielu ludzi wiara jest czymś z nas zadaje sobie pytanie czym jest dla mnie wiara? Otóż moje spostrzeżenie dla każdego katolika jest tym modlitwa,kontaktowanie się z Bogiem poprzez bez wiary byłoby dziwne pozbawione sensu,Bóg nie byłby już w boga jest jedynna,Ludzie mogą kontaktować się z Bogiem poprzez modlitwy,oddają się mu w zupełnośći robią to co Bóg zapragnie,jest naszym sercem decyduje o dobrym jest czymś takim jak 2 najlepszy przyjaciel,za pośrednictwem wiary (modlitwy) rozmawiamy z Bogiem,zwierzamy się mu jesteśmy oddaniu mu i to wlaśnie jest dla mnie wiara pełna miłośći do Boga i wartośći którą nas Bóg w coś co żyje w Boga a wiara nas do niego na naj;D
. 299 101 410 6 153 124 465 388

czym jest dla mnie wiara