Usuwanie zapachu moczu z tapicerki W przypadku zabrudzenia moczem na dywanach lub tapicerce skuteczne rozwiązanie problemu wymaga nie tylko pozbycia się widocznych plam ale także eliminacji źródeł nieprzyjemnego zapachu. Stosowanie środków perfumujących jest wyłącznie półśrodkiem. „Przykrycie” nieprzyjemnego zapachu bez usunięcia jego przyczyny to działanie jedynie doraźne. Właściwe postępowanie prowadzące do trwałego usunięcia zapachu moczu po zasikaniu tkaniny przez kota, psa lub dziecko składa się z dwóch etapów: fizycznego usunięcia źródła zapachu, czy wypłukanie uryny z włókien materiału, neutralizacji źródła zapachu poprzez utlenienie cząstek zapachowych lub zabicie bakterii lub grzybów które go generują (w przypadku fermentacji lub pleśnienia). Neutralizacja źródła zapachu może nastąpi poprzez zastosowanie środka chemicznego (wchodzącego w reakcję z substancją zapachową lub przerywającego procesy fermentacyjne) bądź ozonowanie pomieszczenia. Stosowanie chemicznych neutralizatorów zapachów jest działaniem z wyboru w przypadku zabrudzeń punktowych (np. plam z moczu), podczas gdy ozonowanie pomieszczeń sprawdza się szczególnie w sytuacjach, gdy zapach rozniósł się z dymem i wniknął we wszystkie pory w pomieszczeniu. Profesjonalne firmy wykonujące czyszczenie dywanów i tapicerki dysponują specjalistycznymi środkami do usuwania osadu z moczu z dywanów i tkanin, takimi jak URINE NEUTRALISER. Ich zastosowanie w procesie prania ekstrakcyjnego usuwa zapach i neutralizuje chemicznie mocz metodą kontaktową zapobiegając trwałym zaplamieniom i nieprzyjemnemu zapachowi w trakcie czyszczenia. Kwaśny środek wchodzi w reakcję z alkalicznymi (amoniakalnymi) składnikami uryny, neutralizując oraz likwidując źródło nieprzyjemnej woni oraz nadając jednocześnie świeży zapach. Środki te są przystosowane do czyszczenia dywanów, wykładzin i tapicerki meblowej – odpowiednio zastosowane nie narażają właściciela na ryzyko trwałego odbarwienia i uszkodzenia czyszczonych tkanin.
Psiaki to naprawdę czyste zwierzęta – wiele domowych czworonogów zrobi wszystko, by nie załatwić się w domu i wytrzymać do spaceru. Jednak każdemu z nich, zarówno staremu, jak i młodemu, może trafić się wpadka! Obsikany dywan czy podsikana szafa mogą jeszcze długo zalatywać psim moczem, nawet jeśli postaramy się dokładnie je wyszorować… Jak szybko i skutecznie usunąć zapach psiego moczu z przeróżnych domowych powierzchni? Oto najlepsze sposoby! Jak usunąć zapach psiego moczu? Zapach moczu zdrowego psa nie powinien być zbyt intensywny. Jednak wrażliwe psie nosy wyczują nawet jego najdrobniejsze cząsteczki! Jeśli nie usuniemy go całkowicie, raz zasikany dywan lub kanapa mogą stać się stałym miejscem na psią toaletę i będą podsikiwane także przez inne żyjące w naszym domu czworonogi lub przychodzące w gości zwierzaki. Niestety standardowe środki czystości nie zawsze pozwalają całkowicie usunąć zapach psiego moczu, a często nawet jeszcze bardziej go roznoszą… Co w takim razie należy zrobić, jeśli zauważymy plamę psiego moczu na dywanie? Osusz plamę Plamę moczu na dywanie lub na kanapie najlepiej jest przykryć grubą warstwą ręczników papierowych i delikatnie docisnąć – dzięki temu odsączymy większość wilgoci. W przypadku większych plam czynność tę należy wykonać kilkukrotnie, aż do suchego ręcznika. Pamiętaj – nigdy nie trzyj plamy! W ten sposób rozprowadzisz mocz na większą powierzchnię i wetrzesz go głębiej w materiał. Siuśki z kafelków lub paneli należy jak najszybciej wytrzeć do sucha papierowymi ręcznikami, ścierkami lub mopem. Ważne, by zebrać w ten sposób jak najwięcej moczu i zrobić to jak najszybciej, zanim zacznie on źródło nieprzyjemnego zapachu Czujesz w domu zapach psiego moczu, ale nie możesz znaleźć nigdzie mokrej plamy? Użyj latarki UV, której światło sprawi, że zawarte w psim moczu substancje zaczną świecić na żółtozielony kolor. Dzięki temu bez problemu odkryjesz, którą doniczkę, nogę od stołu czy poduszkę zasikał niedawno twój psiak. Zastosuj środek neutralizujący zapach moczu Jeśli chcesz skutecznie usunąć zapach psiego moczu z dywanu, kanapy lub mebli nie wystarczy, że osuszysz plamę – musisz także zastosować odpowiednie środki czystości. W sklepach zoologicznych znajdziesz kilka neutralizatorów, które w swoim składzie mają bakterie i enzymy rozkładające mocz do pozbawionych zapachu substancji. Istnieje jednak wiele domowych, tańszych sposobów! Woda z octem Zapach moczu z podłogi, paneli lub drewnianych mebli najskuteczniej usuniesz za pomocą mieszanki wody z octem. Szklankę octu i dwie szklanki wody wlej do butelki ze spryskiwaczem, a następnie rozpyl mieszaninę na zabrudzoną przez psa powierzchnię. Do butelki możesz dodać także kilka kropel olejku zapachowego. Soda oczyszczona Dywany, kanapy i materace po dokładnym osuszeniu możesz zasypać ciekną warstwą sody oczyszczonej lub soli kuchennej, które doskonale pochłaniają wszelkie zapachy. Zostaw sól lub sodę na materiale na godzinę, a potem zbierz dokładnie proszek odkurzaczem lub wyczesz miękką szczotką. Woda utleniona Zapach moczu, który wsiąkł głęboko w materac lub kanapę może być wyjątkowo trudny do usunięcia. W takich przypadkach najlepiej jest zalać plamę wodą utlenioną lub roztworem sody. Musimy jednak pamiętać, że niektóre materiały mogą ulec odbarwieniu, dlatego każdy środek czyszczący powinniśmy najpierw przetestować na brzegu dywanu lub na niewidocznym miejscu kanapy.Każdy z właścicieli czworonogów z pewnością zna tę sytuację: wchodzimy do domu po długim dniu pracy, pełni optymizmu i radości, że zaraz zobaczymy nasze W 1989 roku spotkałem Taylora, trzyletniego czekoladowego dobermana ze Springfield, w stanie Massachusetts. To był bardzo piękny, niezwykle utytułowany pies i wzięty reproduktor. Niestety, jak wiele dobermanów miał skłonność do obsesyjnego lizania. Tę jego skłonność zauważono po raz pierwszy, kiedy miał raptem miesiąc. Ściskając w łapach poduszkę lub koc, międlił je w pysku i ssał aż były całkiem mokre. Taylor, osierocony przez matkę przy porodzie, był odchowany na butelce i wykazywał typowe zachowania sieroce, odpowiadające ssaniu kciuka u ludzi. Jako szczenię ssał także uszy innych psów, z braku koca albo cudzych uszu ssał znalezione kamyki lub patyki, a jak nie znalazł nic odpowiedniego, zaczynał ssać skórę na własnym boku, aż była mokra od śliny. Ssanie koców lub własnego boku zdarza się niemal wyłącznie u dobermanów, co sugeruje genetyczne podłoże tej przypadłości. W przypadku Taylora trudno było oprzeć się tłumaczeniu jego przypadłości osieroceniem. Jednak zachowania złożone, takie jak obsesyjne lizanie, pojawiają się w wyniku działania natury i przyzwyczajeń. Aby przypadłość ujawniła się w pełni, konieczna jest obecność obu elementów. Freud miałby zapewne wiele do powiedzenia na temat przypadłości Taylora, bez większych oporów nazywając ją inhibicją oralną. Kiedy Taylor miał dwa lata, znalazł nowe zajęcie dla swojego języka – zaczął lizać własne łapy. Początkowo najwięcej czasu poświęcał wylizywaniu prawej tylnej kończyny, następnie przerzucił się na prawy nadgarstek, zaczął także znacznie bardziej intensywnie wylizywać i ssać swój prawy bok. Kiedy trafił do mojego gabinetu, koncentrował się właśnie na lewym nadgarstku, jednak wciąż najwięcej czasu poświęcał prawemu bokowi, lizał się tak intensywnie, że pojawiła się tam wielka, sącząca się rana. Lewy nadgarstek też nie wyglądał najlepiej – był czerwony, opuchnięty i widniał na nim wrzód wielkości ćwierćdolarówki. Właścicielka Taylora, Pam Rhodes, okazała się czarującą, inteligentną kobietą, dobrze znaną w kręgu hodowców dobermanów. Przejmowała się bardzo tą przypadłością Taylora, nie tyle ze względu na to, że nie mogła go w tym stanie wystawiać, ale głównie dlatego, iż martwiła się o jego zdrowie. Tłumaczyłem Pam, że przypadłość Taylora może być rezultatem kombinacji czynników dziedzicznych i wpływu otoczenia (zwłaszcza w okresie krytycznych trzech pierwszych miesięcy życia). Wspomniałem też o roli, jaką w rozwoju tej przypadłości odgrywają nuda i stres. Wiadomo, że nadmierne lizanie stale tego samego miejsca na kończynie może prowadzić do wrzodziejącego zapalenia skóry, choroby zwanej potocznie „wrzodami z nudy”. Właściciele chorych psów przyznają zwykle, że są one same przez cały dzień. Kiedy pies zaczyna lizać dostępny kawałek ciała – przednie kończyny, gdy leży wyciągnięty, bok albo kończyny tylne, gdy leży zwinięty w kłębek, i staje się dlań swego rodzaju rozrywką we wszechogarniającej nudzie, i łatwo przeradza się w działanie samonagradzające. Sama czynność lizania zyskuje nowy wymiar. Z czasem lizanie powoduje uszkodzenia skóry prowadząc do przewlekłego stanu zapalnego. Lizanie staje się także obsesją, więc pies liże się nieustannie, nawet kiedy nie jest sam i nie nudzi się. Kiedy ścieżki połączeń neurologicznych dobrze okrzepną i zachowanie staje się automatyczne, możemy mówić o stereotypii. Według słownika, stereotypia to stale powtarzające się zachowanie, które dla patrzących z boku wydaje się bezcelowe i pozbawione znaczenia. Do lizania ta definicja pasuje jak ulał. Pam słuchała uważnie moich mądrych wywodów i wyjaśnień, a potem przyznała, że Taylor rzeczywiście zostaje sam na długie godziny, kiedy nikt z nim nie pracuje. Według jej oceny, jego obecny stan osiągnął wymiar stereotypii, i jak dotąd żadne leczenie zachowawcze nie spowodowało znaczących zmian w jego zachowaniu. Jej domowy weterynarz wypróbował już wszelkie maści i balsamy, próbował także bandażować zalizane części ciała. Nałożyli nawet psu wielki plastikowy kołnierz elżbietański, aby uniemożliwić mu lizanie. Kiedy go nosił, rany zaczynały się goić, ale przecież pies nie mógł całe życie siedzieć w kołnierzu. Wystarczyło go zdjąć, aby z całą pasją wrócił do lizania, szybko powodując nawrót choroby. Pozostało nam już tylko przedyskutować możliwe formy terapii, poczynając od pewnych korzystnych dla psa zmian w jego otoczeniu i trybie życia. Na początek podkreśliłem, jak wielkie znaczenie będzie miał ruch i zwiększenie porcji ćwiczeń, bowiem pies nie ruszał się prawie wcale. Ruch miał pomóc w rozładowaniu nagromadzonej energii oraz zapobiegać niepożądanym zachowaniom. Zaleciłem dwadzieścia do trzydziestu minut bardzo intensywnego ruchu dziennie, to nie miał być tylko zwykły spacer. Co do diety, uznałem, że przy tak leniwym trybie życia pies z powodzeniem może przejść na dietę niskoenergetyczną, na przykład przeznaczoną dla seniorów. Na początek modyfikującej terapii zachowania zaleciłem wprowadzenie znaczących zmian w otoczeniu psa, co zapewni mu odrobinę rozrywki, przynajmniej do czasu, aż się nimi znudzi. Łatwo sobie z tym poradzić, kiedy właściciele są niedaleko i mogą zająć się psem, ćwicząc z nim pewne elementy kursu posłuszeństwa, pielęgnując go albo bawiąc się z nim przez chwilę, słowem zapewniając mu różnorodne rozrywki. Ale co robić, kiedy właścicieli nie ma w domu przez większą część dnia? Przez lata praktyki wypracowałem wiele sposobów na dostarczanie psom rozrywki pod nieobecność właścicieli. Miały do tego służyć rozmaite zabawki oraz trudno dostępne smakołyki, używane zamiennie, aby podtrzymać zainteresowanie psa. Poradziłem Pam, aby wychodząc zostawiała Taylorowi kości szpikowe albo gumowe zabawki wypełnione masłem orzechowym. Dodatkowo powinna nagrać na taśmę rozmaite odgłosy życia domowego i włączać ją, kiedy wychodziła na dłużej. Pam słuchała uważnie wszystkich moich rad i nagle, zanim zdążyłem przystąpić do omawiania terapii lekowej, zadała mi pytanie za milion: „A jaka jest szansa na to, że lizanie ustanie całkowicie, jeśli zastosuję się do tych wszystkich wskazówek?”. – Niezbyt duża – byłem zmuszony przyznać – ale bez tych wszystkich zmian w otoczeniu i trybie życia, które zaproponowałem, sama terapia lekowa też nie zadziała. Opowiedziałem jej o nowej terapii lekowej, którą opracowaliśmy w naszej klinice z doktorem Lou Shusterem. – Rzecz polega na tym – tłumaczyłem – iż stres powoduje uwolnienie w mózgu pewnych substancji chemicznych, czyli neuroprzekaźników, zwanych endorfinami, one z kolei stymulują uwolnienie kolejnej substancji, zwanej dopaminą, która wiąże zamysł z działaniem. Niedobory dopaminy powodują zaburzenia ruchu, jak choroba Parkinsona. Jej nadmiar jest przyczyną hieperaktywności i stereotypii, a to właśnie jest problem Taylora. Jeśli zablokujemy lekami produkcję endorfin, lizanie powinno zmniejszyć się albo ustąpić całkowicie. – Czy to endorfiny są tymi substancjami chemicznymi, które powodują tak zwane pobudzenie biegaczy? – Tak – przyznałem jej rację. – Często się zastanawiam, czy proces lizania się nie powoduje uwalniania się kolejnych porcji endorfin, tworząc swego rodzaju błędne koło. Jeśli tak jest rzeczywiście, takie psy mogą odczuwać coś w rodzaju „pobudzenia lizacza”. Pam wolno skinęła głową, potem odwróciła się do psa. Usłyszałem jak mruczy do niego cichutko: „Grzeczny pies”. Taylor wpatrywał się w nią cierpliwe, nawet mądrze, jakby doskonale rozumiał, o czym rozmawiamy. Pam wyraziła zgodę na poddanie Taylora próbnej terapii lekowej. Na tym nasze spotkanie się zakończyło i oboje opuścili klinikę, zachodząc jeszcze po drodze do naszej apteki po lekarstwa. Pam odezwała się po kilku tygodniach, mówiła, że nastąpiła mniej więcej pięćdziesięcioprocentowa poprawa w zachowaniu psa, doradziłem zwiększenie dawki leku i przedłużenie kuracji. Zastosowała się do tego i trzy tygodnie później oznajmiła triumfalnie, że lizanie całkowicie ustąpiło już w dzień po tym, jak poleciłem jej zwiększyć dawkę. Taylor nie tylko przestał lizać łapy, ale zostawił też w spokoju bok i znalezione kamienie. Pam była zachwycona, muszę przyznać, że ja też. Widziałem wcześniej, jak lizanie ustąpiło po podaniu dożylnie leku blokującego produkcję endorfin, ale Taylor był moim pierwszym pacjentem, u którego zastosowałem lek doustnie. Mniej więcej dwa tygodnie później odstawiliśmy leki, ale lizanie już nie wróciło... przynajmniej na jakiś czas. Okazało się potem, że ustąpiło całkowicie, łapy i bok wygoiły się i kilka miesięcy później pies wyglądał tak dobrze, że Pam zgłosiła go na wystawę. Później Taylor miał swoje wzloty i upadki, nawyk powracał co jakieś sześć miesięcy, za każdym razem po jakimś nieprzyjemnym dla psa wydarzeniu. Raz zaatakował go lekko inny pies, innym razem ukąsił owad. Zaczynał wtedy energicznie lizać bolące miejsce i już po chwili Pam widziała, jak wraca do uporczywego, miarowego lizania, które już wcześniej przysporzyło tylu problemów. Za każdym razem wystarczyło mu podać lekarstwo, by w ciągu tygodnia, najwyżej dwóch lizanie ustawało. Spróbowałem wytłumaczyć Pam pochodzenie tych nawrotów, posługując się porównaniem do wahadła. Tak jak ono, tak i obsesyjne lizanie można zatrzymać i pozostanie ono zatrzymane tak długo, aż jakiś bodziec uruchomi je ponownie i ponownie trzeba je będzie zatrzymać siłą. W przypadku obsesyjnego lizania ta siła to odpowiednie leki. Pam stosowała je w razie potrzeby i Taylor żył w zdrowiu jeszcze długie lata, przez które utrzymywałem kontakt z jego właścicielką. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy udało mi się przeprowadzić pomyślnie terapię Taylora, skontaktował się ze mną dermatolog z kliniki Mayo. Właśnie zapoznał się z pracą na temat leczenia swędzącego zapalenia skóry u psów za pomocą blokerów endorfin, którą opublikowaliśmy wspólnie z Lou Shusterem. Zastanawiał się właśnie, czy naszej metody nie dałoby się zastosować w leczeniu ludzi. Chodziło o konkretnego pacjenta. Mężczyznę w średnim wieku, wiceprezesa jednej z największych amerykańskich korporacji, który kilka lat wcześniej nabrał nawyku drapania i ugniatania jednej strony własnej twarzy (tak zwane neurotyczne zdzieranie skóry). Doprowadził do tego, że jego twarz przypominała wielka sączącą ranę. Uszkodził sobie nozdrze po tej stronie twarzy oraz wyżłobił bruzdy na skroni. Zwyczajnie nie potrafił się powstrzymać. Obsesyjne zachowanie doprowadziło do powstania poważnych, niemożliwych do ukrycia ran i było dlań źródłem wielu stresów. Wszystkie dotychczasowe próby leczenia zawiodły na dłuższą metę, wyglądało na to, że zastosowanie środków blokujących wydzielanie endorfin jest jedną z ostatnich szans na uratowanie tego człowieka. Przekazałem dane na temat dawkowania, bowiem po krótkiej wymianie zdań obaj doszliśmy do wniosku, że warto spróbować. Okazało się, że rezultaty były nawet lepsze niż w przypadku Taylora. Trzy dni po podaniu pierwszej dawki leku mężczyzna przestał się drapać, a w ciągu miesiąca jego rany zaczęły się goić. Kiedy odstawiono leki, drapanie nie powróciło, a sześć tygodni później twarz była niemal całkowicie wygojona. Lekarze z kliniki Mayo byli pod tak wielkim wrażeniem osiągniętych rezultatów, że napisali o nich w poważnym piśmie dermatologicznym. Ja zaś zastanawiałem się, czy nie zwrócić się do tego pacjenta, w końcu poważnego biznesmena, o sponsorowanie dalszych badań na psach, ale po zastanowieniu dałem spokój – prezes korporacji mógł nie być zachwycony tym, że w ostatecznym rozrachunku leczono go jak psa. Leki blokujące wydzielanie endorfin wprowadzono ostatnio do terapii uzależnień alkoholowych, co sugeruje, iż podobny mechanizm samonagradzania działa także w przypadku utrwalania nawyku sięgania po alkohol, neurotycznego drapania się i obsesyjnego lizania się u psów. Muszę jednak dodać, że nie wszystkie psy cierpiące na zapalenie skóry, którym podawałem blokery endorfin, zareagowały pozytywnie na terapię. Sądzę, iż przyczyna tkwi w tym, że nie wszystkie przypadki zapalenia skóry mają to samo podłoże i mechanizm działania. W 1990 roku jedna z poważnych gazet weterynaryjnych opublikowała ważny artykuł dotyczący użycia w terapii zapalenia skóry leku podawanego ludziom w leczeniu zachowań obsesyjnych, który reguluje poziom jednego z neuroprzekaźników – serotoniny – poprzez blokowanie jej reabsorbcji. Serotonina ma poważny wpływ na nasze nastroje, najogólniej rzecz ujmując – wyższy, raczej stały poziom serotoniny wpływa na nie stabilizująco. Ponieważ psy cierpiące na zapalenie skóry dobrze reagowały na terapię lekową oraz ze względu na duże podobieństwo pomiędzy obsesyjnym lizaniem się przez psy i obsesyjnym myciem rąk przez ludzi, autorzy artykułu uznali, że swędzące zapalenie skóry u psów jest odpowiednikiem zespołu zachowań obsesyjnych u ludzi (OCD). Ponad 85 procent przypadków OCD u ludzi koncentruje się wokół czystości, bakterii, chorób, prowadząc do obsesyjnego mycia i czyszczenia. Kiedy próbujemy potraktować ludzki OCD jako model dla psów, rzecz się trochę komplikuje, te ostatnie bowiem nie znają takich pojęć, jak bakterie czy zapobieganie chorobom. Jednak u dzieci, które także mają o tym niewielkie pojęcie, potrafią rozwijać się obsesje na tle czegoś, co wydaje im się zanieczyszczeniem, choć w istocie nim nie jest, na przykład na tle koloru niebieskiego. Być może psy pod tym względem bardziej przypominają dzieci niż dorosłych. Można założyć, że ich pierwotny przymus przeradza się w utrwaloną obsesję (jeszcze parę liźnięć i wreszcie będzie czyste). Jednym z pierwszych psich pacjentów, których leczyłem za pomocą leków antyobsesyjnych, był wielki czarny wełnisty mieszaniec o imieniu Sam. Na moje szczęście właścicielka Sama był psychologiem z doktoratem, więc problemy związane z zachowaniami obsesyjnymi nie były jej obce. Co więcej, Sam był jej bardzo drogi i była gotowa poruszyć niebo i ziemię, aby mu pomóc. Byłem wdzięczny losowi, że mogłem współpracować z wykształconą, w dodatku dysponującą odpowiednimi funduszami i ogromną determinacją osobą, która godziła się na nowatorską terapię. Zapalenie skóry u Sama było jednym z najgorszych, jakie zdarzyło mi się kiedykolwiek widzieć. Infekcja była tak rozległa, że zacząłem się obawiać o stan kości. Powstrzymałem się jednak od opowiedzenia zatroskanej właścicielce Sama o przypadku, w którym infekcja kości była na tyle zaawansowana, iż konieczna była amputacja całej kończyny. Zaczęliśmy podawać Samowi antydepresant, a z jego właścicielką byłem w stałym kontakcie. Czas płynął, a rezultaty terapii były znakomite. Przez mniej więcej trzy miesiące pies stopniowo lizał się coraz mniej, co żywo przypominało zdrowienie ludzi dotkniętych OCD leczonych w taki sam sposób – po dwóch tygodniach obserwowano pięćdziesięcioprocentową poprawę, po trzech siedemdziesięciopięcioprocentową i tak dalej. Na koniec lizanie niemal całkowicie ustało, pojawiając się jedynie okazjonalnie i niezbyt intensywnie. Nigdy jednak nie udało się nam uzyskać stuprocentowej poprawy, ale i tak sukces był znaczący, a właścicielka psa jest mi wdzięczna po dziś dzień. Dzisiaj, kiedy piszę te słowa, Sam nadal przyjmuje leki. Minęły dwa lata, a ja wierzę, że prędzej dopadnie go starość niż zabije stan zapalny. Jest jeszcze wiele zachowań psów, które pasują do wzoru zachowań obsesyjnych czy stereotypii – terminologia zależy od szkoły. Miałem psich pacjentów obsesyjnie liżących podłogę albo inne lakierowane powierzchnie drewniane. Niektóre psy potrafiły lizać tak uporczywie, że udawało się im zedrzeć cały lakier z powierzchni. Największą grupę wśród zlizywaczy lakieru stanowią bez wątpienia cocker spaniele, co sugeruje jakiś defekt o charakterze dziedzicznym. Jeśli udałoby się to udowodnić, rzuciłoby to nowe światło na problem zachowań obsesyjnych. Swędzące zapalenie skóry najczęściej występuje u psów ras dużych, jak dobermany, labradory czy inne retrievery. W poprzednim rozdziale była już mowa o tym, że u niektórych psów pojawiają się zachowania obsesyjne, jak polowanie na nieistniejące muchy czy pogoń za własnym ogonem. W dalszym ciągu do końca nie wiemy, jakie jest w istocie podłoże tych wszystkich przypadków, ale – skłaniając się do teorii o charakterze tych przypadłości zbliżonym do OCD – nadal prowadzimy nad nimi intensywne badania. wydawnictwo GALAKTYKA: Fragment [z:] Nicolas Dodman, "Pies, który kochał zbyt mocno" Witaj!Czy zastanawiałeś się kiedyś jak wygląda pranie dywanu ? ten film jest właśnie dla ciebie.Usiądź wygodnie i zrelaksuj się a ja pokażę Ci cały proces pr Kąpiel psa to zabieg, który wielu właścicielom spędza sen z powiek. Nie wiedzą jak często kąpać, w jakiej wodzie, jakimi środkami. Dodatkowym problemem może być niechęć psa do mycia czy po prostu strach. Postaram się udzielić Wam paru wskazówek, które mam nadzieję ułatwią przeprowadzenie tego zabiegu pielęgnacyjnego, który jest niezwykle istotny dla wyglądu i zdrowotności naszego milusińskiego. Kiedy można zacząć kąpać psa? Wielu weterynarzy uważa, że pies powinien mieć minimum pół roku, kiedy odbędzie się pierwsza poważna kąpiel. Wtedy to organizm ma już nieco lepiej wykształcony układ odpornościowy, skóra i sierść nie są już tak bardzo delikatne i wrażliwe. Jeśli stan sierści tego nie wymaga, to ten termin możemy nieco przesunąć do np. 9 miesiąca. Nie należy też tego zbytnio odwlekać, gdyż im pies starszy tym gorzej znosi takie różne nowinki. Zazwyczaj jest jednak tak, że ciekawe świata szczeniaki już wcześniej kwalifikują się do „prania". Co wtedy robimy? Najlepiej, jeśli uda nam się umyć tylko zabrudzone fragmenty sierści. Jeśli jednak pies jest naprawdę brudny to myjemy go w czystej wodzie, bez żadnych dodatków. Specjalnych środków do pielęgnacji szczeniąt używamy dopiero, gdy piesek nieco podrośnie. Są jednak rasy, które zaczyna się kąpać dużo wcześniej, np. yorki hodowcy bardzo często zaczynają kąpać około 3 miesiąca życia. To czy pies będzie się chętnie mył w przyszłości, w dużym stopniu zależy od tego jak będzie przeprowadzona ta pierwsza kąpiel. Jeśli nie musimy psa koniecznie wyczyścić, to nie zmuszamy psa na siłę do tego zabiegu, nie polewamy go wodą i nie szarpiemy się z nim. Pies ma prawo bać się wody, wanny, prysznica i całego tego zamieszania. Tak jak w przypadku małego dziecka, tak i w przypadku psa należy znaleźć na niego jakiś sposób. Może lepiej się będzie czuł, jak będzie miał ze sobą ulubioną zabawkę? A może wygodniej będzie, gdy wykąpiemy go w ogrodzie w baseniku? Trzeba trochę pokombinować. Kąpanie na siłę sprawdzi się tylko do momentu, aż nasz pies nie urośnie i nie stanie się silniejszy od nas. Kolejnym nurtującym problemem jest częstotliwość kąpieli. Są dwie szkoły. Pierwsza mówi o jak najrzadszym kąpaniu nawet tylko raz w roku, druga o regularnym kąpaniu raz w miesiącu. Częstotliwość kąpieli zależy tak naprawdę od rasy, wieku, rodzaju sierści i trybu życia naszego podopiecznego. Częściej będziemy kąpać psy ras długowłosych, a rzadziej psy krótko czy szorstkowłose. Psy wystawowe kąpane są tak często jak wymaga tego ich kalendarz wystaw. Yorki kąpiemy co tydzień, góra dwa. Inaczej podchodzimy do psa, który często szaleje na dworze, ale mieszka z nami w domu, inaczej, jeśli pies nocuje na dworze, a jeszcze inaczej, gdy mamy przed sobą kanapowca. Myślę, że w przypadku psów trzymanych normalnie w domach trzeba to trochę wszystko wypośrodkować. Generalnie psa kąpiemy wtedy, kiedy wymaga tego stan jego sierści. Jeśli psa regularnie szczotkujemy, usuwając w ten sposób zanieczyszczenia ze skóry i sierści, jeśli pies się gdzieś sam nie wybrudzi, nie śmierdzi, sierść jest lśniąca, gładka, nie ma problemów skórnych czy nie pojawią się pasożyty, to nie ma potrzeby kąpania go. Kąpanie psa, co miesiąc dla własnego dobrego samopoczucia, przynosi mu więcej szkody niż pożytku. Na skórze i sierści znajduje się warstwa tłuszczu wydzielanego przez gruczoły skórne, która chroni przed wysuszeniem, przed pasożytami, pełni funkcję izolacyjną. Częste kąpiele powodują, że jest ona regularnie zmywana, a skóra i sierść tracą naturalną ochronę. I według mnie nawet stosowanie odpowiednich kosmetyków, do częstego mycia nie wystarczy. Uwaga! U psa zbyt długo niekąpanego przy użyciu odpowiednich środków, dochodzi do zlepiania sierści, zatkania porów w skórze i tym samym do osłabienia szaty. Dlatego myślę, że kąpanie psa raz w roku w rzece nie jest wystarczającym zabiegiem. Trzymanie psów w domach narzuca na nas obowiązek dbania o ich higienę (też dla naszego dobra), ale bez przesady. Przeciętnie wystarcza kąpanie psa ze 3 razy w roku, najlepiej, jeśli połączymy to od razu ze strzyżeniem. Poza tym oczywiście w razie potrzeby, myjemy określone części ciała np. łapy, brzuch, mordkę czy okolicę odbytu, gdyż takie zabrudzenia mogą doprowadzać do przebarwień sierści u psów z jasnym umaszczeniem, czy do powstawania kołtunów. Jakie kosmetyki do kąpieli? Polecam używanie kosmetyków stworzonych z myślą o psach. Mają one odpowiednio dostosowane pH, często zawierają składniki, które wpływają korzystnie na skórę i sierść. Są też linie stworzone z myślą o psach określonych ras, czy o określonej strukturze sierści. Dobrze jest też stosować odżywki. W sklepach jest w tej chwili wiele różnych serii, jedne tańsze, drugie droższe. I jedne i drugie mają swoich zwolenników i wrogów. Zazwyczaj jest tak, że dopiero po paru próbach trafiamy na produkt, który najlepiej się sprawdza w przypadku naszego psa. Należy zwrócić uwagę, czy szampon lub odżywka nie są w formie koncentratu, jeśli tak to przed użyciem, należy go odpowiednio rozcieńczyć zgodnie z instrukcją producenta. No i dochodzimy do samej kąpieli. Psa najlepiej kąpać po ostatnim wieczornym spacerze, gdyż po kąpieli nie powinien przez kilka godzin (3-4 h) wychodzić na dwór. Dobrze, jeśli na spacerze się trochę wyszaleje i będzie nieco zmęczony. Przed myciem sierść dokładnie rozczesujemy, bo po zmoczeniu poplątane włosy będzie jeszcze trudniej rozsupłać. W jednym miejscu przygotowujemy wszystko, co będzie nam potrzebne, do mycia i suszenia psa. Będą to: szampon i ewentualnie odżywka, waciki do zatkania uszu psa, ręcznik do wysuszenia, suszarka, grzebień lub szczotka. W czasie kąpieli nie wolno zostawiać psa samego w łazience! Do wanny wkładamy matę antypoślizgową, albo ręcznik, aby pies się nie ślizgał, gdyż wywoła to u niego niepotrzebny stres a może mu się też coś stać. Jeśli mamy ostre krawędzie wanny to także, możemy je obłożyć ręcznikami, żeby pies nie obił sobie pyska czy brzucha. Dla własnej i psa wygody dobrze jest pozdejmować wszelkie niepotrzebne gadżety stojące na wannie. Kąpiel musi przebiegać szybko i sprawnie. Psa moczymy (temperatura wody około 37 - 39°C) w kierunku od tyłu ciała do przodu, ale nie moczymy głowy. Gdy dokładnie opłuczemy tułów i łapy nakładamy szampon. U psów długowłosych wmasowujemy go tak, żeby nie plątać włosa, czyli ruchami od góry do dołu, albo delikatnie masując palcami. Dopiero po dokładnym spłukaniu tułowia, moczymy głowę, uważając, żeby nie zalać uszu, oczu, nosa i pyska. Po myciu możemy nałożyć odżywkę, którą wmasowujemy we włosy i skórę. Pobudzamy tym samym krążenie, co wpływa korzystnie na odżywienie włosa. Po kilu minutach bardzo dokładnie spłukujemy psa. Szybko owijamy go ręcznikiem, jeśli nam to nie przeszkadza to możemy pozwolić mu się strzepać. Nie trzemy ręcznikiem po sierści, a jeśli już to bardzo delikatnie, zwłaszcza u psów z długą sierścią. Jeśli mamy mocniejszą suszarkę i pies się jej nie boi, to dobrze jest psa wysuszyć, zwłaszcza, jeśli jest chłodno. W czasie suszenia odgarniamy włosy w różne strony zwracając uwagę na włosy przy samej powierzchni skóry, gdyż te najdłużej schną. Bardzo dobrze suszymy zwłaszcza w fałdach skórnych, tam gdzie dochodzi do tarcia (pachwiny, miejsce zakładania obroży czy szelek, także za uszami), gdyż wilgotna sierść szybko się filcuje. Po wysuszeniu wystarczy już tylko psa rozczesać. Kąpiel niektórych psów zwłaszcza większych lub mocno pobudzonych, wymaga nieco siły dlatego można wezwać do domu groomera albo udać się do salonu. Autor: Hanna Szefler